Podróż Madera - raj na oceanie - Drugie wrażenie. Calheta



Po odespaniu Madera zaczęła nabierać innego wymiaru. Najlepszym sposobem by poznać okolicę było wdrapanie się do położonego na szczycie klifu Centro das Artes Casa da Mudas. To budynek, który za swą rzekomą oryginalność i idealne wkomponowanie się w otoczenie został nagrodzony wieloma nagrodami architektonicznymi. Niewątpliwie posiada on dwie zalety, jedna to to, że nie kłuje w oczy bo kolorystycznie zlewa się ze skałami a druga to wspaniały widok. A widać stąd spory fragment wyspy, kawał  oceanu i Cahletę. A Cahleta to kościół, młyn cukrowy, posterunek policji, kilka domów, jeden hotel (niestety drugi większy w budowie) i plaża, jedna z dwóch na wyspie, oczywiście sztucznie usypana z marokańskiego piasku bo na Maderze naturalnego piasku brak. Pozostała część miejscowości jest gdzieś rozrzucona po okolicznych wzgórzach. Po zejściu na dół okazało się że jest jeszcze bar, w którym w soboty grane jest fado…  Początek o 21. Od razu oczami wyobraźni zobaczyłem ciemny, zatłoczony i zadymiony lokal, pośrodku którego dojrzała kobieta o słusznej wadze, ubrana na czarno śpiewa smętne pieśni… A że była akurat sobota i dochodziła 21 warto było te wyobrażenia zweryfikować. Na ulicy przed barem siedziało trzech, nie najmłodszych mężczyzn na czarno ubranych. Na nasze pytanie: czy to tu będzie koncert fado?, odpowiedzieli, że tak i że pora zaczynać. W środku nie było tłumów bo oprócz nas jedynie dwie osoby (!), następne cztery doszły w trakcie, nie było kłębów dymu papierosowego (Madera to też UE i przepisy o zakazie palenia i tu dotarły), nie było też ‘obfitej’ wokalistki… Zanim jednak zaczął się koncert zamówiliśmy po kieliszku, oczywiście Madery, do której dostaliśmy chleb i masło. Wszystko było wyśmienite. Muzyka, wino i ten chleb. Panowie sprzed baru okazali się muzykami, którzy jak sądzę grywają tu od kilkudziesięciu lat, z charyzmatycznym wokalistą na czele. Ktoś kiedyś powiedział, że fado to ‘rozkosz bycia smutnym’. Definicja idealna.  Do tego wieczoru wino Madera kojarzyło mi się z ciężkimi, słodkimi trunkami za którymi nie przepadam ale od teraz Maderze przybył kolejny ‘zagorzały’ fan…  No i ten chleb… Jeszcze nigdy tak mi nie smakował chleb z masłem. Odurzeni jak sądzę bardziej muzyką niż winem :))) wspaniale rozpoczęliśmy pobyt na Maderze.

Zestaw wino + muzyka postanowiliśmy kontynuować co wieczór. Wino pozostało bez zmian czyli Madera, muzyka z konieczności inna bo fado w Cahlecie tylko w soboty. Przed wyjazdem zwróciłem uwagę, że w opisie mojego hotelu jako mocny punkt widniało: muzyka na żywo. Pomyślałem, pewnie jakiś kiczowaty, pseudo folklorystyczny zespół próbuje podbić serca niemieckich emerytów... Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem młodego człowieka z gitarą… Zaczął od mojego ulubionego ‘Run’ Snow Patrol (zresztą ku mojej radości zawsze od tego zaczynał), potem był Coldplay, U2, Oasis, Lennon.  Akustycznie, cudownie… I to muito obrigado wypowiadane tym niesamowitym głosem niby od niechcenia, z uśmiechem pod nosem po oklaskach po każdym kawałku… Nie wiem jak się nazywał, nie wiem czy można znaleźć jego występy na youtubie, wolę żeby został legendą z Madery w mojej głowie czy raczej w sercu. 

  • Calheta
  • Calheta
  • Calheta
  • Calheta