zawsze mi się wydawało, że Rynek Główny w Karakowie ma swoją niepowtarzalną atmosferę, że jest magicznym miejscem ale gdy nań weszłam jedną z uliczek magia prysła jak mydlana bańka - tysiące turystów kręcących się Rynku, ruch, upalny skwar, gwar a raczej hałas tam panujący sprawiły, że od razu uciekliśmy w boczne uliczki, gdzie niestety nie było lepiej. Postanowiłam przyjść na Rynek następnego dnia wczesnym rankiem i to był genialny pomysł. Nie rozumiem jak można lubić zwiedzać miejsca zadeptane przez turystów.
O 6 rano poszłam na Rynek moglam ze spokojem zrobić kilka zdjęć, poobserwować miasto budzące się ze snu, cisza i spokój, w wielu miejscach osoby sprzątające przygotowywały miasto do kolejnego najazdu turystów.