Podróż Ameryka Środkowa - SALWADOR, SUCHITOTO



To kolonialne, urocze miasteczko położone 45 km od stolicy jest wg przewodników jednym z najbardziej turystycznych miejsc w Salwadorze i faktycznie spotkaliśmy tam … kilku Francuzów i Amerykanów. Jest położone nad ogromnym sztucznym jeziorem Embalse Cerron Grande - głównym punktem wycieczki.

My skusiliśmy się na Hostal Vista Lago z widokiem na to właśnie jezioro, a jest też piękny – czytaj drogi i podobno najbardziej elegancki w całym Salvadorze – hotel w stylu kolonialnym, z wielkimi bukietami kwiatów w wazonach poustawianych na hebanowych meblach. Ale BEZ widoku.

Nasz przybytek składał się z czterech jednoosobowych pokoi bez okien, za to z ‘’freskami’’ na ścianach, łazienki, która miała co prawda klasyczny WC, ale już prysznic stanowiła wyłącznie rurka wystająca ze ściany. Do tego podwórko z hamakami i rzeczonym widokiem. Na półkach znaleźliśmy, poza mocno zakurzonymi przewodnikami po okolicy i folderami reklamowymi, książki z czasów wojny domowej wydawane przez marksistowskich partyzantów. Warunki spartańskie, klimat bezcenny, a to wszystko za kilkanaście złotych od osoby.

Spędziliśmy w Suchitoto popołudnie, wieczór i poranek. W niewielkim mieście, słynącym niegdyś z produkcji niebieskiego, naturalnego barwnika indygo [ do czasu, aż ktoś wymyślił jego syntetyczną wersję ] jest kilka galerii obrazów. Tworzą miejscowi i przyjezdni, którzy kilka razy w roku zjeżdżają do miasta na tak zwany plener. I nie jest to twórczość ‘’cepeliowska’’, choć i taka się zdarza. Ceny nawet przystępne, ale wożenie przez miesiąc obrazów w plecaku wydało się zbyt ekscentryczne.

Jedną z poważnych atrakcji Suchitoto jest kawiarnia El Mirador z bajecznym widokiem na jezioro i co prawda kawa nadaje się tam do picia, ale lemoniada bardziej. Nie znaleźliśmy natomiast baru, którego właścicielem jest ex-guerrillas, choć przeszliśmy miasto wzdłuż i wszerz. Podczas tej wędrówki zauważyliśmy natomiast na ścianach rysunki kolibrów i napisy – ten dom jest wolny od przemocy wobec kobiet. To musiała być lokalna inicjatywa, bo ani wcześniej, ani później takich publicznych deklaracji już nie widzieliśmy.

Najciekawsza była jednak podróż do i z Suchitoto, przez góry. Mnóstwo tam domów do kupienia, z plantacjami bananów na przykład, w dodatku poznaliśmy urok podróżowania chicken busami. To szkolne autobusy, które jeszcze 30 lat temu woziły do szkoły dzieci w USA lub Kanadzie, a teraz są głównym środkiem lokomocji w Ameryce Centralnej. Amerykanie Środkowi dostali je od Północnych albo w darze, albo za grosze. Na siedzeniach stworzonych dla dwójki uczniów, siedzą nierzadko trzy dorosłe osoby i to z dziećmi na kolonach, a wokół nich tłoczą się pasażerowie stojący. I stąd nazwa – chicken busy, bo ludzie jeżdżą w nich stłoczeni jak kurczaki w klatkach [ liczbę pasażerów ogranicza wyłącznie liczba chętnych ]. Inni tłumaczą nazwę tym, że miejscowi podróżują w towarzystwie drobiu. Z nami drób nie podróżował, więc pierwsze tłumaczenie bardziej do nas przemawia.

Wszystkie chicken busy, poza informacjami skąd i dokąd jadą, mają dużo większe napisy w rodzaju ‘’w Panu nadzieja’’. Jak ktoś złośliwie zauważył, to raczej komentarz do ich stanu technicznego budzącego sporo obaw zwłaszcza w Salwadorze. Ale nam, przez miesiąc, w 4 krajach zepsuły się tylko 2.

  • Suchitoto, centrum miasta
  • Suchitoto
  • Suchitoto, widok z hostelu Vista Lago
  • Suchitoto, Hostal Vista Lago
  • Suchitoto, centrum miasta
  • Suchitoto
  • Suchitoto, widok z kawiarni El Mirdor
  • Suchitoto
  • Suchitoto
  • Suchitoto, w drodze do kościoła
  • Suchitoto, "Ten dom jest wolny od przemocy wobec kobiet'
  • Suchitoto
  • Suchitoto, chicken bus
  • Suchitoto, chicken bus z piniatą