Podróż Ameryka Środkowa - GWATEMALA, PANAJACHEL



Jezioro Atitlan, po raz pierwszy zobaczyliśmy w Sololi, dokąd dotarliśmy z Atiguy i oczarowało nas od pierwszego wrażenia. Ktoś powiedział [ Aldous Huxley, autor m.in. „Nowego Wspaniałego Świata” ], że to najpiękniejsze jezioro na Ziemi i bardzo bym się zdziwiła gdyby się okazało, że nie.

W moim prywatnym rankingu najwspanialszych widoków, ten z Panajachel na Atitlan zajmuje niepodzielnie pierwsze miejsce [ na drugim jest Valle de Cocora w Kolumbii, a na trzecim wyspy San Blas u wybrzeży Panamy, ex aequo z Doliną Pięciu Stawów w Tatrach ]. 

Zdecydowaliśmy się na Panajachel, bo jest najlepiej skomunikowane z osadami nad jeziorem, no i stamtąd jest centralny widok na trzy wulkany za wodą i otaczające je wzgórza. Hostel wybraliśmy z przewodnika, ale przy przystanku chicken busów przyczepiło się do nas dwóch naganiaczy i już się nie odczepili. Poszli za nami, mimo co chwila powtarzanych, stanowczych gracias i zainkasowali kilka quetzali za przyprowadzenie klientów. Było po sezonie, więc Łukasz zdołał wynegocjować przystępną cenę za dwuosobowy pokój na piętrze i zamieszkaliśmy naprzeciwko domku, w którym dwie panie, bez względu na porę wyklepywały kukurydziane placki. Dziennie muszą ich produkować setki, a takich pań są pewnie w miasteczku dziesiątki i nic dziwnego, bo placki podawane do każdego posiłku. My jakoś za nimi nie przepadaliśmy.

W hostelu można było sobie zrobić śniadanie, więc Łukasz, który nie może spać i zrywa się bladym świtem by ''łapać'' ładne światło, wyprawił się też na zakupy. W pokoju obok mieszkało małżeństwo Niemców z dłuuugim stażem i On z niedowierzaniem, Ona z błyskiem zazdrości w oku patrzyli w kuchni jak facet smaży jajecznicę, podczas gdy kobieta sprawdza pocztę w komputerze. Łukasz postanowił doprowadzić rzecz do końca, więc po zrobieniu zakupów i przygotowaniu śniadania pozmywał, ale gdy zatkał się zlew wezwał mnie na pomoc. Niemiec z satysfakcją mrugnął do mnie i oświadczył, że bez kobiety ani rusz, choć w zasadzie tę satysfakcję powinna mieć jego żona. A może tak się po prostu usprawiedliwiał ? 

Na pewno samo miasto nie robi wielkiego wrażenia. Ci najbardziej kręcący nosami, twierdzą ,że jest tak skomercjalizowane, że bardziej nie można, ale my tego nie odczuliśmy. Główny deptak miasta rzeczywiście należy do turystów, w tamtejszych sklepach i knajpkach trudno szukać miejscowych. To prawda, że właścicielami niektórych tych przybytków są obcokrajowcy [ głównie Amerykanie, ale jest i Czech , który jak się okazało ma przyjaciela Polaka, wykładowcę Uniwersytetu Warszawskiego], tylko, że ci ludzie mieszkają tam, bo uznali, że to najlepsze dla nich miejsce na Ziemi, a nie miejsce do zrobienia życiowego interesu. Zabierają pracę miejscowym ? Na pewno nie tym co jej nie mają. Ci mieszkańcy których stać, otwierają sklepy obok, a ci których nie stać wysyłają żony ''na ulice'' żeby sprzedawały turystom co się da, choć myślę, że to raczej jest inicjatywa samych kobiet.

Jeden z wieczorów spędziliśmy w azjatyckiej knajpce, grając w salwadorskie karty i słuchając śpiewającego Amerykanina z Północy. Najciekawszy był tam jednak sposób podawania drinków. Zamówiliśmy tradycyjnie cuba libre. Pani kelnerka przede mną postawiła szklankę dwa razy większą niż przed Łukaszem [może mieli braki w zastawie, a może to jakaś feministyczna manifestacja była?], a gdy zamówiliśmy następne drinki, zrobiła nam je w tych samych szklankach z tym samym nierozpuszczonym jeszcze lodem i z tą samą cytryną.

 

  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w drodze z Sololi do Panajachel
  • Atitlan  w drodze z Sololi do Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan w Panajachel
  • Atitlan  w Panajachel
  • Panajachel
  • Panajachel
  • Panajachel
  • Panajachel