Do MERIDY, kolonialnego miasteczka stolicy Jukatanu, przybyłam późnym popołudniem. Niewiele czasu miałam na poznanie miasta w świetle dziennym. Zakwaterowanie i odświeżenie jeszcze ten czas skróciło.
Żałuję, że zdecydowałam się na przejażdżkę po mieście dorożką. Trafiłam na taką, która co rusz łapała gumę. Na wybrukowanych ulicach trzęsło na tyle, że robienie zdjęć sobie darowałam, bo nie wychodziły w przyzwoitej jakości. Do Pomnika Narodowego dojechaliśmy późno no i ze zdjęć tam zrobionych raczej nie jestem dumna.
Jednak w ogólnym rozrachunku nie było tragicznie. Meksykańską Meridę zobaczyłam, a że nie napstrykałam fotek, cóż nie wszystko musi być utrwalone na kartach sd; ważne, że wspomnienia wciąż żyją w pamięci.