Doświadczając silnego działania smutnej rzeczywistości Chamuli i niezbyt pięknych azteckich obrzędów i zwyczajów trzeba, dla wzmocnienia optymistyczną energią, zażyć kąpieli w błękitnych wodach malowniczych wodospadów AGUA AZUL.
Już samo przebywanie pośród spienionych kaskad tworzących jeziorka wśród bujnej tropikalnej zieleni działa, w ogólnym rozrachunku, korzystnie dla całego organizmu.
W Agua Azul kupiłam maleńkie banany, które choć smaczne, to niekorzystnie wpłynęły na moje samopoczucie. I na nic się zdała świadomość słabej odporności na meksykańską florę bakteryjną, bo zawiodła ostrożność; przeniosłam bakterie ze skórki na miąższ banana. Tyle wystarczyło, by mieć nieprzespaną noc. Ale rzecz wiadoma przecież, że na tego typu dolegliwości najlepsza Pepsi Cola, a tego akurat w Meksyku nie brakuje. Samopoczucie trzeba było ekspresowo poprawić, bo następnego dnia, w stanie Chiapas, czekało tajemnicze Palenque, a po nim droga na półwysep Jukatan, do kolejnych interesujących atrakcji i ruin Majów.