Podróż Tam gdzie nie ma drzew - dookoła Islandii - Płetwy i wodotryski



Najlepsze kasztany są na placu Pigalle. Odzew na to hasło powinien brzmieć „Najlepsze wieloryby widać w Husavik”.

Po nieudanej wyprawie na wieloryby z Reykjaviku i malutkim ogonku w drodze z Grimsey, postanowiliśmy zmodyfikować plan podróży (ach, jakie to piękne mieć swobodę) i pojechać do Husavik aby po raz trzeci spróbować zobaczyć płetwę wieloryba znikającą pod wodą. Niewielkie miasteczko żyje właśnie z wypraw na wieloryby i chwali się tym, że szczególnie na wiosnę i w lecie, prawdopodobieństwo zobaczenia wieloryba jest praktycznie 100%. W naszym wypadku było to chyba 1000%. Wielorybów widzieliśmy mnóstwo i z bliska i z daleka, choć głównie dwa gatunki. Jeden mniejszy, minke whale, pokazuje zwykle płetwę grzbietową zazdrośnie strzegąc widoku ogona. Humbak czyli długopłetwce są pod tym względem znacznie przyjaźniejsze i kiedy nurkują głębiej, płetwa ogonowa pokazuje się w całej krasie. Bilety kupuje się w jednej z budek na przystani, a rejsów jest sporo. Ponieważ Husavik jest poza trasą wycieczek autokarowych, można spokojnie liczyć na wolne miejsce bez rezerwacji.

Po tej wycieczce mam kilka ogólnych uwag:

·         Na statku zawsze słuchaj tego co mówi załoga. Inaczej możesz nieźle oberwać różnymi przedmiotami

·         Zawsze ubieraj sztormiak jak dają. Pogoda zmienia się bardzo szybko, a sztormiak znakomicie chroni przed wszystkimi kłopotami.

·         Jeśli możesz wybieraj mniejsze łodzie. Szybciej płyną do celu, łatwiej manewrują i jesteś bliżej wielorybów. Także perspektywa do robienia zdjęć jest lepsza, bo można uchwycić płetwę z tłem innym niż woda.

Patrząc na zdjęcie wiecie już zapewne, że wybraliśmy większą jednostkę, ale i tak było świetnie.

W drodze powrotnej wyszło słońce i dwa kolejne dni były jednymi z najładniejszym na naszej wycieczce.

Z Husavik pojechaliśmy zwiedzić kanion Asbyrgi, a dalej zobaczyć wodospady Detifoss i Selfoss. W trakcie tej wycieczki na własnej skórze przekonałem się do jeszcze jednej ogólnej islandzkiej prawdy:

·         Jak widzisz stację benzynową ZAWSZE tankuj do pełna, bo nie wiesz kiedy będzie następna.

Na szczęście nie zabrakło mi paliwa, ale … Po wyjeździe z Asbyrgi jadąc na wschód mija się stację benzynową N1 (bardzo fajne samoobsługowe stacje – płaci się kartą płatniczą w automacie), ale nie zatankowałem, będąc pewnym, że po wizycie przy Detifoss dojadę później do „Jedynki” gdzie musi być jakaś stacja… Smaczku sytuacji dodaje fakt, że wypożyczając samochód zamówiłem przezornie dodatkowy kanister, który dostałem, ale … dotychczas nie napełniłem. Już w drodze do Detifoss, na kompletnym bezdrożu zacząłem kalkulować zużycie paliwa i nijak nie wychodziło mi, że dojadę dalej do Reykjahlid, gdzie stacja jest z pewnością. Rzut oka na atlas upewnił mnie w przekonaniu o własnej głupocie. Stacji nie było w promieniu dobrych 80 km, oczywiście poza tą, którą minąłem przy Asbyrgi. Wściekły na cały świat, a przede wszystkim przeklinając własną głupotę, na szybko zaliczyliśmy Detifoss i jadąc powoli i oszczędnie doturlałem się „na oparach” z powrotem do Asbyrgi. Miałem nadzieję, że inżynierowie Toyoty przewidzieli istnienie takich …. jak ja i że jest jakaś dodatkowa rezerwa. Okazało się że była … Przez ostatnie 15 km komputer pokładowy pokazywał ZERO, ale samochód ciągle jechał. Zatankowałem do pełna i przy okazji także kanister, który ja się domyślacie, nie był mi już nigdy później potrzebny.

Cóż, człowiek uczy się na własnych błędach.

Wróciliśmy do Akureyri i przygotowaliśmy się mentalnie na kolejne dwa dni, które miały prowadzić przez najdziksze ostępy interioru Islandii.

  • ogonek
  • ogonek
  • zanurzenie
  • oddech
  • Husavik
  • łubiny
  • Detifoss
  • kanion Asbyrgi
  • Eyjar
  • widok z wyspy