Rankiem następnego dnia szybko zbieramy się do wyjścia do Wilpena Pound. Przed nami troszkę ponad godzinę drogi do wnętrza "krateru" , a później zależnie od tego, co będziemy chcieli robić. Droga upływa szybko . Idziemy ścieżką pomiędzy wielkimi eukaliptusami. Gdy dochodzimy do celu słońce jest już wysoko i czujemy że to początek bardzo gorącego dnia. Wszelkie dłuższe szlaki bedą tego dnia zamknięte z uwagi na pogodę.Wychodzimy tylko do punktu widokowego, skąd rozpościera się panorama Wilpena Pound. Prawdziwy raj dla oczu to widoki z nieba - z lotu helikopterem, czy małym samolotem ponad tą częścią gór. Wtedy najlepiej można skorzystać z niskiego światła wczesnego poranka, lub końca dnia. Niestety nie jest to tania przyjemność i z przykrością z niej rezygnujemy.
Od niemal 20 lat na wiosnę odbywa się tu impreza "Opera in the Bush". To wspaniały recital operowy pod gwiazdami i z dala od cywilizacji, przyciągająca kilkanaście tysięcy widzów. W imprezie zawsze biorą udział światowe sławy opery.
To tylko dygresja, a my tymczasem wracamy na camping, składamy namiot i ruszamy w drogę powrotną do domu.
Przed nami około 600 km, gdyż postanawiamy jechać poprzez wczesnoosadnicze miasteczka i dalej Clare Valley, mając nadzieje, że do tego ostatniego miejsca zdążymy dojechać przed zamknieciem winiarni i w paru z nich wino spróbujemy. Tak też się stało i to był własciwie ostatni punkt programu. Nocą dojeżdżamy do domu.
Góry Flindersa były tym, co z całej Australii najbardziej utkwiło mi w pamięci. Ten rejon jest jak kwintesencja Outbacku Najpiękniejszy bez wątpienia jest na wiosnę, gdy krótkie deszcze pozwalają na kwitnięcie nieprzebranej ilości kwiatów. Niestety wiosną tam nie byłam, ale w albumie jest trochę zdjęć z tej pory roku.
Zdjęcia moje i Marka