Podróż Bornholm - wyspa słońca i spokoju - Sassnitz - Ronne



           

„Gdy Bóg zakończył stwarzanie Skandynawii,
zostało mu trochę z wszystkich pięknych rzeczy Północy.
Wrzucił je do Bałtyku i tu powstał Bornholm.”

Bornholm – duńska wyspa w południowo-zachodniej części Bałtyku.

Oddalona o 100 km na północ od wybrzeży polskich, 37 km na południe od wybrzeży szwedzkich, 88 km na północ od wybrzeży niemieckich i 135 km na wschód od najbliższego odcinka wybrzeża duńskiego.

Nazwa wyspy pochodzi od nazwy zamieszkującego ją w przeszłości germańskiego plemienia Burgundów.

 

Pomysł wyjazdu na Bornholm dość długo kręcił mi się po głowie, lecz wciąż był odsuwany, ponieważ trzeba tam płynąć promem. Z moją chorobą morską taka podróż to niezbyt przyjemne doświadczenie.

Ale w końcu pomyślałam, że co tam, dam radę i decyzja zapadła.

 Doczytałam że wyspa ma w sobie coś przyciągającego. Przede wszystkim niezwykłą atmosferę pozwalającą czuć się jak u siebie w domu. Ludzie przyjaźni i mili.

Z każdej strony wyspa jest inna. Na północy klify opadające wprost do morza. Centrum wyspy to las Almindingen, który jest jednym z największych kompleksów leśnych w Danii. Miejsce magiczne. Wśród bukowych drzew dzikie partie skał i liczne jeziorka. Na wschodzie malownicze małe miasteczka przytulone do brzegu morza, a południe to prawdziwy raj dla plażowiczów, gdzie ciągną się kilometry piaszczystych plaż.

 

 

Przygotowań do podróży nie poczyniliśmy zbyt wiele. Doszliśmy do wniosku, że najważniejsze to zakupić bilety na prom, a dalej to już się jakoś ułoży.

Przewertowaliśmy internetowe oferty sprzedaży biletów. Z Kołobrzegu pływają katamarany jednak one nie zabierają samochodów i jest jeszcze ryzyko że przy silnym wietrze katamaran nie wypłynie. W związku z tym najlepszym rozwiązaniem wydało nam się wypłynięcie z Sassnitz, położonego na niemieckiej wyspie Rugia. Przy okazji można przecież będzie zobaczyć słynne białe klify na Rugii i przepiękne molo w Sellin, którego zdjęcie gdzieś kiedyś zobaczyłam i od tej pory moim marzeniem stało się zobaczyć go na własne oczy.

Kupując bilety trzeba zwrócić uwagę na to w jaki dzień chcemy płynąć, bo ceny są dość mocno  zróżnicowane.

 Z domu wyjechaliśmy w czwartek wieczorem, żeby w piątek rano wsiąść na prom.

Rejs promem trwa ok. 3,5 godziny.

Pogoda była ładna, słoneczna a morze spokojne, co dla mnie było najważniejsze bo nie będzie kołysać.

Pomału zostawialiśmy za sobą wybrzeża Rugii i odsłoniły się majestatyczne białe klify. Od strony morza wyglądające jak wielkie białe ściany opadające wprost do wody.

Dopóki widać było linię brzegową, było ciekawie, lecz na pełnym morzu trochę na tym promie nudno- z każdej strony jak okiem sięgnąć tylko woda. Słońce mocno grzało więc się opalaliśmy. Kiedy dopłynęliśmy do Ronne zdążyliśmy się już nieco zaczerwienić.

 Na tym etapie kończyło się nasze przygotowanie do pobytu na wyspie. Mieliśmy tylko kilka adresów campingów i postanowiliśmy zacząć szukać noclegów właśnie od campingu. Po zjechaniu z promu i wyjechaniu z portu nie bardzo wiedzieliśmy w którą stronę się udać. Na skrzyżowaniu było w prawo lub w lewo – no to jedziemy w lewo !

I zaraz ukazał się naszym oczom wielki napis „Camping”. Muszę powiedzieć, że mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu trafiając na ten camping. Wysiedliśmy z samochodu i słyszymy za plecami – „A czego państwo szukają?”  Okazało się że to Polak tam pracujący.

Pierwsze zdanie jakie od niego usłyszeliśmy to było że trzeba być bardzo odważnym przyjeżdżając w lipcu na Bornholm nie mając zarezerwowanego noclegu, kiedy tu jest najwyższy sezon turystyczny.

W tym czasie wyspę odwiedza najwięcej Norwegów i Szwedów, a także samych Duńczyków.

Ale nie jest źle. Jeden czteroosobowy domek jest wolny i możemy go wynająć. Domek malutki, dwa łóżka piętrowe, aneks kuchenny, stół – i nic więcej nam nie trzeba. Tylko pościel trzeba mieć swoją. Pościeli nie mamy, bo nastawialiśmy się na jakąś prywatną kwaterę, ale to też nie jest problem bo takową można zakupić w recepcji – pościel z flizeliny (coś takiego jak w szpitalu jednorazowe fartuchy dla odwiedzających, tyle ze biała )

Miły młody człowiek pokazał nam cały camping, opowiedział o zasadach i zwyczajach panujących na wyspie i już nam się bardzo podobało. Do momentu kiedy trzeba było płacić. Mieliśmy euro w kieszeni i myśleliśmy ze tak jak w całej Europie wymienimy w kantorze. A tu się okazuje, że kantorów nie ma. Jedyna możliwość wymiany to bank, ale banki pobierają bardzo wysokie prowizje i wymiana w banku kompletnie nam się nie opłaca. Już lepiej wypłacić w bankomacie, bądź płacić kartą.

W tym momencie troszkę nam mina zrzedła, że tak na „żywioł” się wybraliśmy.

Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zaoszczędzimy euro na kolejną wyprawę

 

                                Szybko się rozpakowaliśmy, zjedliśmy i wsiedliśmy na rowery żeby zobaczyć Ronne. Miasteczko nas urzekło. Urocze małe domki, bardzo kolorowe, mnóstwo kwiatów, czyściutko i taki jakiś błogi spokój dający się odczuć w atmosferze miasteczka.

Ronne  to największe miasto wyspy, mieszka w nim ok. 15 tysięcy mieszkańców. Stanowi ono centrum kulturalno-administracyjne wyspy. Znajduje się tu największy port na Bornholmie.

Budowę miasta rozpoczęto już w 1327 roku i miasto szybko się rozwijało.

Pod koniec II wojny światowej radzieckie lotnictwo zbombardowało miasto co doprowadziło do znacznych zniszczeń. Miasto odbudowano dzięki bardzo dużej pomocy Szwecji.

Z pewnością miasteczko jest warte uwagi, na jego zwiedzenie wystarczą minimum 2 godziny.

Pełni wrażeń wieczorem wróciliśmy do naszego małego duńskiego domku.

 

  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Sassnitz
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Na promie
  • Na promie
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Ronne
  • Na promie
  • Na promie
  • Na promie