W drodze do kanionu zatrzymał nas policjant. Jak sie okazało jechaliśmy 52 km/h w miejscu, gdzie dozowlone było 40. Przekroczenie prędkości o 10 km jest dopuszczalne, ale tych dwóch ponad nie chciał nam odpuścić i zażyczył sobie 9.000 tengi kary. Na koniec nie chciało mu się wypełniać dokumentów i nas puścił nie pobierajac żadnej opłaty. Do zatrzymywania przez policję zaczynamy się po mału przywyczajać, tym bardziej, że jednak nasze autko zwraca na siebie uwagę. W miejscach oddalonych od typowo turystycznych szlaków wśród tambylców także wzbudzaliśmy zainteresowanie.
W końcu szutrową drogą dotarliśmy nad kanion. Przy wjeździe do parku szlaban był podniesiony, więc uznaliśmy to za zaproszenie. Zrobiło się dosyć późno, dlatego postanowiliśmy przenocować i kanion zwiedzać nazajutrz.
Dzień dziewiąty. Rano zjawili się strażnicy i skasowali pieniądze za wjazd samochodu - 633 tengi.
Charyn Canyon leży 200 km na wschód od Ałmaty i ciągnie się na długości 154 km wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Z powodu trudności z naniesieniem lokalizacji na mapkę zaznaczyłam miejscowość Kegen, położoną na południe od tego miejsca.
Skały osadowe tworzące kanion liczą sobie ok. 12 milionów lat i osiągają miejscami wysokość 200 m. Ten ogromny, polodowcowy kanion przypomina Kanion Kolorado i z powodzeniem mógły posłużyć za tło do westernów. Zamieszkuje tutaj duża populacja susłów, które pod ziemią zbudowały labirynt niezliczonych wejść, wyjść i korytarzy.
Po śniadaniu wyruszyliśmy do najczęściej odwiedzanego miejsca w kanionie - Doliny Zamków. Najpierw szliśmy górną krawędzią, potem zeszliśmy w dół, doszliśmy do rwącej rzeki i przez ponad dwukilometrową drogę wyschniętej doliny wróciliśmy na postój. Po drodze podziwialiśmy pionowe, dochodzace tutaj do 100 m wysokości czerwone ściany, z wyrzeźbionymi przez wiatr i wodę kolumnami, wieżyczkami, nieregularne formacje skalne dające wyobraźni pole do popisu. Spotkaliśmy także dwóch chłopców z rarogiem, którego dumnie prezentowali.
W południe opuściliśmy park i udaliśmy się w dalszą drogę, w stronę Kirgistanu. Droga dojazdowa do granicy była w nie najlepszym stanie. Gdzieś po drodze na liczniku stuknęło już 6.000 km. O Kirgistanie będzie w oddzielnej podróży.