Kolejnego dnia robimy sobie jeszcze jedną wycieczkę,na stoki Merapi. Gunung Merapi (ind. Góra Ognia) – to czynny wulkan w środkowej części Jawy w Indonezji; zaliczany do stratowulkanów.
Wysokość 2911 m n.p.m. Leży w bardzo gęsto zaludnionej okolicy, w pobliżu Yogyakarta. Wioski położone są do wysokości 1700 m n.p.m.
Szacuje się, że ten jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w Indonezji wyemitował największą ilość materiału piroklastycznego ze wszystkich wulkanów na świecie. Dym wydobywający się z wulkanu widoczny jest przez około 300 dni w roku.
Pierwsza zanotowana erupcja miała miejsce w 1548 r. (istnieją dowody erupcji z ok. 7630 r. p.n.e.; prawdopodobnie również w 1006 r., kiedy to skutki wybuchu miały spowodować załamanie gospodarcze i upadek hinduistycznego Królestwa Mataram), a popioły wulkaniczne pokryły centralną część Jawy.
Od 1548 r. zanotowano około 60 większych erupcji, mniejsze następują co 2-3 lata. Częste lawiny piroklastyczne pociągające za sobą dziesiątki ofiar śmiertelnych (na przykład w 1979 r. i w listopadzie 1994 r.). Gorące gazy z wielkiej erupcji 22 listopada 1994 r. zabiły 27 ludzi, głównie w miejscowości Muntilan, położonej na zachód od wulkanu. Ciągle stanowi duże zagrożenie,to jeden z najniebezpieczniejszych wulkanów świata./Wg Wikipedii/
Im wyżej,tym bardziej temperatura spada,a nad głową pojawiają się ogromne kłęby pary,przeistaczające się w chmury, wydobywające się z wulkanu.Na zboczach wiele uprawnych pół.Mieszkańcy tu rodzą się,żyją i umierają.Takie ich miejsce na ziemi,pod tym wulkanem.
Docieramy do najwyżej położonej wioski. Robi się bardzo zimno.Widoki piękne,ale pora wracać do Yogyakarty.Wieczorem zwiedzamy uliczki i nocny targ,kupujemy kilka pieknych szali z paszminy.Marek jest troszkę przeziębiony.W aptece udaje mi się dostać antybiotyki bez recepty.
Pakujemy się i nocnym samolotem lecimy do Jakarty,gdzie w ambasadzie Marek odbiera kartę ze swojego banku, tą którą nam "ukradli" jeszcze na Bali. Przy okazji myślę sobie - dlaczego bank australijski nie ma problemów z wysłaniem karty na wskazany przez klienta adres, a banki polskie za nic w świecie tego nie zrobią, zostawiając swojego klienta na pastwę losu...tego miałam doświadczyć już za parę tygodni, ale tym czasem jeszcze zyłam w nieświadomości.
Jakarta robi na mnie smętne i przygnębiające wrażenie.Ogromny szaro-bury moloch z zatłoczonymi ulicami.
Kończy się nasz pobyt w Indonezji.Każda z wysp,którą odwiedziliśmy jest cudna i odmienna w charakterze.Kraj przepiękny o wielu obliczach.Jedno z niewielu miejsc, do których bym wróciła.Kolejny etap naszej podróży to Singapur.
Zdjęcia moje i Marka.