Po ekspresowym zwiedzeniu Szkodry, chcemy jechać do Durrës, miasta portowego i jednocześnie wypoczynkowego, leżącego kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Tirany. I to właśnie stolica kraju, Tirana, będzie naszym punktem przesiadkowym. Niedaleko budynku Radia Szkodra, na placu bez żadnego oznaczenia, tabliczek czy rozkładu jazdy (co jest normą w Albanii), odjeżdżają autobusy (rzadko) oraz minibusy (częściej) jadące do Tirany.
Późnym popołudniem siedzimy już w minibusie, upchanym ludźmi, jadącym przez drogę, którą podobno Albańczycy nazywają autostradą, choć nie ma z nią zbyt dużo wspólnego, bo choć to dwupasmówka, to co jakiś czas jeden z pasów jest zamknięty, a i stan nawierzchni nie jest "autostradopodobny". Trasa licząca 100 km zajmuje nam więc znacznie dłużej niż normalnie by to trwło. Poza tym, zachowanie kierowców, daje wiele do myślenia o komforcie, jak i bezpieczeństwie jazdy po albańskich drogach. Z niskim poziomem jakości dróg idą także niskie umiejętności i złe nawyki jazdy samochodem, co będziemy potem nie raz widzieć w trakcie swojej podóży. Drogi w Albanii i to co się na nich dzieje zdobyły już niechlubną sławę w Europie. Tony Wheeler, podróżnik i założyciel wydawnictwa Lonely Planet, tak pisał o tym w swojej książce "Przeklęta Ziemia":
"Już zdążyłem zauważyć, że na każdym ważnym zakręcie znajduje się przynamniej jedna tablica-pomnik upamiętniająca śmiertelne ofiary wypadków, w których mercedes wypadł z drogi, przebił barierę ochronną i stoczył się do rzeki, albo też po prostu zderzył się czołowo z nadjeżdżającym pojazdem. Przy tak dużej ilości tych obiektów nie jest wykluczone, że pewne liczba ofiar zginęła po zderzeniu z tablicą-pomnikiem upamiętniającą poprzedni śmiertelny wypadek. Na niektórych zakrętach jest ich tak dużo, że bariera ochronna wydaje się wyraźnie zbyteczna. Albańczycy nie posiadają zbyt wielkiego doświadczenia jako kierowcy. W czasach komunizmu, jeśli ktoś nie był członkiem rządu lub przyjacielem Hodży, musiał uzyskać specjalne zezwolenie na posiadanie auta, a tych nie wydawano zbyt hojnie. Przez całe 45 lat komunizmu wydano konkretnie... dwa. Po otwarciu rynku Albanię szybko zalała fala samochodów, które Albańczycy najwyraźniej rozbijają na potęgę niczym w grze Project Gotham Racing. Zapełnienie tylu cmentarzysk wraków w 15 lat to nie lada wyczyn. Liczba samochodów z oznaczeniem "autoshkolle" (szkoła nauki jazdy) wskazuje, że masowo przybywa Albańczyków chętnych do korzystania z mało bezpiecznych autostrad." Tony Wheeler - "Przeklęta ziemia"
Na szczęście droga ze Szkodry do Tirany wiedzie niemal prosto przez większość czasu, więc na razie emocji z jazdy zakrętami nie ma zbyt dużo. Za to podziwiamy widoki, głównie góry znajdujące się po naszej lewej stronie przez niemal cały czas. W czasie jazdy zauważamy także wspominane wcześniej myjnie samochodow, jak i małe stoiska z częściami do samochodów, jedne i drugie występujące w nieproporcjonalnie dużej ilości, tak jakby logika zasad ekonomii tam nie funkcjonowała. Jak by tego było mało, do tego dziwnego "krajobrazu" dołącza duża ilość sklepów meblowych, zwanych tam "Mobileri", najczęściej stojących na odludziach przy drodze, z powiewającymi flagami Albanii i nie rzadko także Unii Europejskiej. Poza tym, wspominane także wcześniej niedokończone budynki, z wystającymi z betonu zbrojeniami i również powiewającymi flagami. I tak w tym albańskim krajobrazie docieramy wieczorem do Tirany, gdzie niemal od razu po wyjściu z minibusu przesiadamy się do autobusu (krótszy odcinek, ale za to większy bus i wygodniejszy) jadącego do Durrës. Docieramy tam już wieczorem, więc trudno nam się rozeznać w otoczeniu, jednak po jakimś czasie znajdujemy Hotel Kristal - mały hotelik w centrum miasta, tuż przy promenadzie i niedaleko Muzeum Archeologicznego. Tym samym możemy odpocząć po dniu pełnym wrażeń z nową dla nas albańską rzeczywistością.
Więcej o Durrës, w tym opis miejscowości oraz zdjęcia, znajduje się w tej części:
Polecam i zapraszam!