Trafiamy jeszcze do pięknie położonej na wybrzeżu świątyni w Uluwatu.Kamienne bądź drewniane posążki bożków z powykrzywianymi twarzami to widok bardzo powszechny.Te figurki strzegą świątyń,a jednocześnie budzą niepokój.Tu świątynię opanowały małpki i trzeba bardzo pilnować każdej rzeczy którą ma się przy sobie,bo te przechery kradną co się da i uciekają.Jest to ostatnie miejsce,które zwiedziliśmy na Bali.Oddajemy na lotnisku samochód i wylatujemy na Lombok.
Bali znaczy”Wyspa Bogów”.Coś jest magicznego w tej nazwie.Jestem zauroczona tą wulkaniczną wyspą.Dla mnie pozostanie w pamięci jako miejsce pełne słońca,zieleni i pachnących kwiatów, smacznej kuchni,świątyń,pól ryżowych i miłych ludzi o pięknych twarzach i łagodnym uśmiechu.To wyspa,która będzie nam się śniła po nocach,jeżeli tylko zechcemy.Zapach frangipani i kwiatów ylang –ylang przywiozłam zamknięte w buteleczkach olejków.Bali przywiozłam w swoim sercu.
Jak zwykle podróż ta uzupełniona jest zdjęciami Marka z jego poprzednich wypraw.