Manavgat wypływa z gór Taurus, a uchodzi wprost do Morza Śródziemnego, przy czym na pewnym odcinku biegnie równolegle do brzegu morza. Można odnieść wrażenie, że znajduje się poniżej poziomu morza, a dopiero przy samym ujściu, morze obniża poziom wód. Zatrzymujemy się w miasteczku położonym w połowie drogi między Antalią a Alanią, również nazwanym jak rzeka. Jedną z atrakcji, która znajduje się w programie wycieczki jest meczet zbudowany w 2005 roku. Mamy nie tylko obejrzeć świątynię z zewnątrz, ale i wejść do środka co jak wiadomo możliwe jest bardzo rzadko. Meczet znajduje się między blokami mieszkalnymi na osiedlu z wielkiej płyty. Miejsce nie odbiera mu atrakcyjności: dostojnie prezentuje się budowla przykryta kilkoma różnej wielkości kopułami umieszczonymi centralnie, co typowe jest dla meczetów anatolijskich z 4 smukłymi minaretami, wewnątrz pięknie zdobiona typowymi dla wzornictwa wschodniego ornamentami w kolorze błękitu, czerwieni i złota. Po kilkunastu minutach wyruszamy do ujścia rzeki Manavgat. Wzdłuż brzegu ciągną się pola uprawne, okolice miasta to wielki ogród w którym uprawia się wiele warzyw. Płynąc w dół rzeki mijamy piękne drewniane łodzie, które przed sezonem letnim, kiedy na pewno nie zabraknie chętnych, aby przed upałem schronić się na wodzie, przechodzą remonty.
Meczet jest miejscem kultu muzułmańskiego w którym oddaje się cześć Bogu i zgodnie z 9 surą Koranu nie mogą wchodzić do niego Ci, którzy do Allacha dodają jeszcze innego Boga lub nie uznają Allacha za Boga jedynego. Meczety umożliwiają muzułmanom wspólną modlitwę, która jest ważniejsza od modlitwy indywidualnej, kobiety wg Mahometa powinny modlić się w samotności. Wg szariatu powinny modlić się z dala od mężczyzn, dlatego w meczetach przeznaczono dla nich miejsce raczej za nimi, choć zdarza się, że jest to miejsce na balkonie za misternie wykonaną drewnianą zasłoną w formie kratki.
Dopływamy do miejsca w którym opuszczamy statek i spacerujemy po plaży. Wieje zimny wiatr, ale jest piękna pogoda, na lazurowym niebie nie ma ani jednej chmurki. Postanawiamy poleżeć i pozwolić promieniom słonecznym, za którymi zdążyliśmy się już stęsknić, musnąć nasze twarze. Na plaży są leżaki więc układamy się wygodnie i w oczekiwaniu na obiad na łodzi, który oczywiście znalazł się w programie rejsu, nie zajmujemy się leniwie biegnącym czasem. Nagle poderwani zostajemy przez młodego Turka, który domaga się opłaty w wysokości 1 euro za korzystanie z leżaka. Oczywiście nie dajemy się nabrać, chociaż nasi sąsiedzi z leżaków obok karnie płacą. Ja wychodzę z założenia, że skoro nie ma informacji o odpłatności to nie muszę płacić o czym informuję Turka.
Zjadamy obiad i wracamy do Manavgat, gdzie okazuje się, że 2 najstarszych uczestników wycieczki nie wróciło z rejsu do autokaru. Rozpoczynają się poszukiwania. Wracamy do hotelu półtorej godziny później niż było zaplanowane. Do Aspendos nie pojedziemy...