Od rana była cudna pogoda. Najpierw pojechaliśmy na przepiękne plaże północnego Kapsztadu, potem była cudna winnica i degustacja win.
Plaże piękne, ale woda w oceanie zimna jak w Bałtyku w chłodny lipiec!! Zamoczyłam nogi i na tym się skończyło moje marzenie popływania w cieniu Góry:) Za to winnica w okolicy Stellenbosch moich oczekiwań nie zawiodła. Trunki były przednie, piwnice też niczego sobie, po spróbowaniu kilku rodzajów wina, perspektywa kąpieli w oceanie była jakby mniej przerażająca, no ale było już "po ptokach":)
Ale najlepsze czekało nas wieczorem.Wypływaliśmy z pieknego nabrzeża - Waterfrontu. Rejs katamaranem, "polowanie" na wieloryby i bajeczny zachód słońca nad oceanem. Widok Kapsztadu z morza, w promieniach zachodzącego słońca - bezcenny!!! Upał był straszny, nie wiem czy to było 30, czy więcej stopni! W czasie rejsu katamaranem lali szczodrze szampana i szczęście moje, że nie wypadłam za burtę chcąc koniecznie upolować wieloryba. Udało mi się dwa ogony złapać. Na zdjęciach nie wygląda to efektowanie (wybaczcie brak ostrości!) ale zapewniam was, ze przeżycie jest niesamowite, gdy na bezkresnym oceanie, przy zachodzie słońca, zaczynają furczeć „fontanny” wydmuchiwanej wody i na moment wyłania się leniwe cielsko, żeby z gracją natychmiast zniknąć w głębinach. Jak to się stało, ze nikt nie wypadł za burtę, nie wiem! Wszystkich amok jakowyś ogarnął i tylko dreptaliśmy z burty na burtę, ledwo utrzymując równowagę.