Dojeżdżamy na miejsce około godziny 21.00. Nocleg znajdujemy w pubie. Każdy pub w Australii nazywany jest hotelem, a to z uwagi, że musiał mieć przynajmniej parę miejsc noclegowych, dla co bardziej zmęczonych delektowaniem piwa gosci :) Dziś już przepis ten nie obowiązuje, niemniej wiele pubów ciągle ma również pokoje dla gości. Tak wiec wynajmujemy pokój w jednym z pubów. Chyba nie macie trudności z odgadnięciem co zrobiliśmy zaraz po zrzuceniu bagaży? Na dole we front barze grał Johny Ambigous - oldboy wraz z zespołem oldboyów. Grali naprawdę świetnie ( to był sobotni wieczór). Degustacja miejscowego piwa upłynęła więc w cudownej atmosferze. Jesteśmy zbyt zmęczeni, by przedłużać degustację. Udajemy się do pokoju i zasypiamy niemal natychmiast. Rano budzimy się i widzimy...no właśnie sęk w tym, że niczego nie widzimy! Całe nasze otoczenie tonie w chmurach. Katoomba to dosyć niezwykłe miasto. Położone jest nie w dolinie , ale na szczycie poszarpanego płaskowyża i praktycznie otoczone labiryntem zapadlisk. Wychodzimy z hotelu i podjeżdżamy do punktów widokowych. Najpierw słynne Trzy Siostry - najbardziej bodaj znana formacja skalna tych gór. No tak...tablica informuje mnie, że przede mną są 3 Siostry, Marek również o tym zapewnia...a ja im nie wierzę!!!!! Widzę mleko! Mleko i nic więcej! Widoczność nie przekracza 30-50 metrów. Jestem trochę zrozpaczona. Bo to taka australijska ikonka, a ja tu już przecież nigdy nie będę ( jeszcze wtedy nie wiedziałam, że się myliłam). Niestety z naturą nie da się walczyć. W Scenic Park kupujemy bilet na zjazd i wyjazd kolejkami. Zjeżdżamy w dół po najbardziej stromo ułożonych szynach na świecie, chwilami zbliżając się do 72st odchylenia od poziomu. Na dole wchodzimy w deszczowy las. Ścieżka to specjalna konstrukcja nad ziemią pozwala na zminimalizowanie ludzkiego wpływu na lokalne środowisko. W tym lesie znaleźć można lirogony - jedyne rajskie ptaki , żyjące poza Nową Gwineą. Udaje nam się - wypatrzyliśmy jednego. Jest jednak zbyt ciemno, by zrobić jakiekolwiek sensowne zdjęcia. Spacerujemy naszą ścieżką. Na szczęście nie ma w pobliżu nas turystów i delektujemy się zapachem i atmosferą tego lasu. Po bez mała 2 godzinach wjeżdżamy z powrotem na płaskowyż katoomby. Niestety pogoda się nie zmieniła. Z żalem i niemal łzami w oczach rozstajemy się z Górami Błękitnymi i udajemy w 1600 km podróż przez stepy do Adelaide.