W mieście znajdujemy hotel po północnej stronie słynnego mostu - w Kiribili. Zostawiamy auto i idziemy do niedalekiej stacji promu, który zabierze nas na drugą stronę do Circural Quey. Gdy schodzę do tej stacji, moim oczom ukazuje się jedna z najsłynniejszych panoram świata Opera w Sydney i ogromny Harbour Bridge. Jest już wieczór i zapalone światła tworzą przepiękny spektakl. Za chwilę jesteśmy przy operze. Nie mogę się nacieszyć.Jeszcze nie tak dawno nawet nie marzylam, że będę w Australii i będę stała pod tą operą...okazało się, że nie był to wcale ostatni raz, ale o tym już w następnych wycieczkach. Uwolnieni od auta idziemy poszaleć. Jest piątek wieczór i miasto się bawi. My oddajemy sie degustacji piwa, chodząc od pubu do pubu i nie przeszkadza nam w tym nawet ulewny deszcz, który pojawia się co chwilę. Późnym wieczorem wracamy do hoteliku, po pełnym wrażeń dniu. Następnego ranka wyjeżdżamy zwiedzać północną część miasta. Jedziemy do Kurin Gai Chase National Park. Miejsce przepiękne. Fiordy wcinające się głęboko w głąb gór, których stoki pokryte są subtropikalnym, eukaliptusowym lasem. Niestety pogoda nie chce współpracować i niebo jest mleczne, nieciekawe. Marek obraża się na pogodę i chowa aparat ostentacyjnie, a ja trzaskam foty jak głupia ciesząc się każdym drzewkiem, każdym krzaczkiem :) Droga wije sie wzdłuż bardzo skomplikowanej linii brzegowej fiordu tuż nad wodą. Gdzieniegdzie ukryte w lasach dzielnice mieszkaniowe - pod względem swojej urody nie mające sobie równych na całym świecie. W tych pięknych okolicznościach , w jednym z niezliczonych parków robimy sobie lunch. W Australii w zasadzie w niemal każdym parku znaleźć można publiczne gazowe , lub elektryczne grille. Korzysta się z nich na ogół za darmo, tylko w nielicznych miejscach wrzuca się monetę. Oczywiście zadaszone stoliki z ławeczkami toaleta i bieżąca woda to standard. Wrzucamy więc coś na grilla rozkoszując się pojawiającym się i chowającym za chmurami słońcem. Później jedziemy do Palm Beach - najbardziej na północ wysuniętej, przybrzeżnej dzielnicy Sydney. Stąd wzdłuż wybrzeża zjeżdżamy na południe miasta, w kierunku Manly. Widoki ukazujące się moim oczom są po prostu nie do opisania. Maleńkie plaże północnej części Sydney na głowę swoją urodą biją słynne Bondi i Manly Beach.Tamte znane są przede wszystkim z imprez i rozrywki. Po paru godzinach dojeżdżamy do Manly. Bardzo mi się to miejsce podoba. Pub, przy pubie pozwala na solidną porcje degustacji piwa. Marek niestety musi się zadowolić jednym. W Australii piwo z kranika to cudowny napój! Schłodzone do temperatury poniżej 0 st. C smakuje wybornie. Marek mówi , że tak jest dopiero od paru lat. Gdy on osiedlił się w tym kraju 20 parę lat temu australijskie piwo było dla niego czymś niestrawnym. Dopiero kilkanaście lat temu zaczęły się w tym kraju pojawiać mikrobrowary, które wręcz jak burza zdobyły bardzo znaczącą część rynku. Zwłaszcza produkowane przez nie różne odmiany piwa ale są czymś, czym można się naprawdę rozkoszować. Do tego dochodzi atmosfera pubów...już wiem, że ten kraj naprawdę będzie mi sie podobał :). Wieczorem wsiadamy do auta i jedziemy do Katoomba w Blue Mountains.
Podróż Pierwsze spotkanie z Australią - Sydney-Katoomba
2013-02-13