Wiało tak straszliwie,że po 3 godzinach już ostatkiem sił dotarłam do Femes ( parę razy idąc na przełaj,bo szlaki oczywiście słabo oznaczone, z drugiej strony - bez problemy można chodzić na Lanzarote na przełaj - nie ma roślin ani krzaków,tylko kamienie)Tam, zamiast w spokoju zjeść obiad,wypić piwo i odpocząć,posiedziałam z 10 min i ruszyłam dalej....przez przełęcz a potem ciemną doliną w stronę wybrzeża...robiło się coraz później i później i zastanawiałam się czy będę w stanie skończyć szlak,za dnia.Ok 18 doszłam do Playa Quemada....senna rybacka wioska,gdzie kończy się droga ( z Puerto del Carmen) i tu skapitulowałam.Gdzieś daleko na horyzoncie był cel mojego "spaceru" - a ja już zupełnie nie miałam siły.Okazuje się,ze nie doceniłam kanaryjskich górek;-) Choć szosa była pusta,ruch zerowy,nie minęło 5 minut a nadjechał samochód,machnęłam.....i już za kilkanaście minut znalazłam się pod drzwiami hotelu. Podsumowując : szlak przepiękny i łatwy,ale męczący ze względu na porywisty wiatr; niezbędna porządna kurtka - wind stopper; no i czapka z daszkiem,bo słońce jara niemiłosiernie.A czas przejścia ( do końca) - myslę ze jakieś 7-8 godzin - więc jeśli ktoś chciałby powtórzyć - proponuję jednak wyjść rankiem a nie po południu.
Podróż Stopem po wulkanach - Lanzarote 2013 - "against the wind"
2013-02-02