Do Tuszeti wyruszyłyśmy samochodem z napędem na 4 koła, 60 lari od osoby. Dystans do pokonania to ok. 70 km, ale jazda po górskich drogach zajmuje ok. 4 godzin i jest dość męcząca. Nasz kierowca jeździ już tą trasą 20 lat, ale widoki zdecydowanie wynagradzają te trudy. Po drodze mijaliśmy wiele słupów wysokiego napięcia, ale już nieczynnych gdyż, jak wyjaśnił mi kierowca, zostały wybudowane w poprzedniej epoce, a w obecnej sąsiad z północy odciął dostawy prądu.
W Omalo, podobnie jak w wielu górskich osadach, podziwiać można baszty obronno-mieszkalne, istniejące od ponad 500 lat. Od lat mieszkańcy na zimę przenoszą się w doliny, wiele domów jest zniszczonych, ale od kilku lat ludzie zaczynają wracać, remontują, nastawiają sie na turystów. Jest to też możliwe dzięki środkom unijnym, np. w Omalo mieszkańcy otrzymali baterie słoneczne, w Dartlo pełną parą wykonywane są remonty wież, w niektórych urządza się hotele (takie podobno są w Szenako w Czewsuretii, ale tam nie byłyśmy).
Za nocleg zapłaciłyśmy 35 lari od osoby za dobę z obiadokolacją i śniadaniem, w sumie w Omalo spędziłyśmy 3 noce. Był to dla mnie najfajnieszy nocleg, pomimo niedogodności w postaci zwykłego wychodka, prysznic też był niczego sobie, ale najważniejsze, że bardzo sympatyczne były dzieczyny, które prowadziły ten guesthouse i szykowały pyszne jedzenie.