Jesteśmy w pałacowym parku. Przed nami łąka i aleja, którą dochodzimy do pałacu Aleksandra III. Na trawnikach tabliczki z napisami "Po gazonam nie chodzit". Podobno do tej pory można zostać ukaranym mandatem za wejście na trawnik. Przed nami piękny pałac. Na pierwszy rzut oka przypomina pałace francuskie.
W zapisach nazwa osady pojawiła się pod koniec XV w. Początki założenia zespołu parkowo-pałacowego sięgają 1783 roku, gdy córka polskiego magnata, Lwa Potockiego, na zakupionym przez siebie terenie zbudowała rezydencję i park o powierzchni 80 ha. W latach 30 XIX wieku majątek ten podarowała księciu Michaiłowi Woroncowowi jego teściowa, księżna Anna Branicka. W 1881 syn księcia rozpoczął gruntowną przebudowę zniszczonego podczas burzy pałacu. Miał on być w stylu Ludwika XIII. Pracami kierował architekt Bouchard. Śmierć właściciela wstrzymała roboty i doprowadziła do sprzedania majątku w 1892 r. carowi Rosji, Aleksandrowi III. Na jego polecenie architekt Mesmacher dokończył przebudowę pałacu w stylu neobarokowym, zachowując przy tym znaczną część neorenesansowego projektu Boucharda. W 1902 r. budowlę zakończono. Nowy car Mikołaj II Romanow wolał przebywać w pałacu w Liwadii skąd miał piękny widok na morze, więc wkrótce pałac massandryjski stał się pałacykiem myśliwskim. Używano go okazjonalnie w czasie polowań czy wycieczek. Nigdy rodzina carska w nim nie nocowała. Po rewolucji 1917 i po upadku białych pałac upaństwowiono. W latach 1929–1941 mieściło się tu sanatorium dla chorych na płuca, głównie na gruźlicę, a następnie aż do 1991 r. było rezydencją wypoczynkową dla partyjnych sowieckich notabli.
Oglądamy z zewnątrz pałac, spacerujemy po pięknym ogrodzie, ale niestety czas opuścić podstępem zdobyte włości:). Przed nami droga do wywórni win massandryjskich. Przy przystanku autobusowym spotykamy grupę starszych tubylców, panie w chusteczkach na głowach, panowie po jednym głębszym, jedni i drudzy błyskają złotymi zębami. Chętnie udzielają wskazówek jak dotrzeć do "winozawoda".
Massandra znana jest także jako miejsce produkcji win. Winnice i piwnice do dojrzewania win założył w 1894 r. książę Lew Golicyn. Wykształcony we Francji, wg legendy, chciał zmienić obyczaje w swoim kraju i przekonać rodaków do picia wina zamiast wódki. Były to pierwsze winnice na Krymie od upadku tutejszych miast bizantyjskich. Poza produkcją Golicyn kolekcjonowal wina, jego kolekcja liczy obecnie ponad milion butelek. Najstarsze wino pochodzi z 1789 roku, najbardziej przez niego ulubione, podobno wg jego receptury to "7 niebo Golicyna". Gdy w 1941 Niemcy zajęli Krym wina wylano, pozostawiając w ukryciu tylko po jednej butelce.
W latach 80 ubiegłego wieku na mocy ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi władze Ukrainy postanowiły w fabryce Golicyna produkować soki. Pomysł na szczęście upadł, bo wina są pyszne. Są to głównie wina słodkie, muskaty o poetycko brzmiących nazwach np. "Biały muskat czerwonego kamienia". W Polsce znamy "Czarnego doktora".
Wypijamy po 2 lampki pysznego muskata i prawie biegiem wracamy do drogi prowadzącej do Ałuszty. Wkrótce nadjeżdża oczekiwany bus. Kierowca po otwarciu drzwi krzyczy "bystro,bystro" więc wskakujemy ochoczo do środka. Tu stwierdzamy z rozczarowaniem, że wszystkie miejsca są zajęte! Stoimy więc ściśnięci między rzędami siedzeń. Po kilkuset metrach zatrzymujemy się w niebotycznym korku. Wyjaśnia się przyczyna wcześniejszego zamknięcia palacu. W Jałcie przebywa prezydent Janukowycz. Po prawie 40 minutach ruszamy dalej. Kierowca chce nadrobić opóźnienie. Mknie z prędkością światła. Mam wrażenie, że unosimy się nad szosą, ale momentami wydaje mi się, że słyszę jak poszczególne części busa pamiętającego lepsze czasy, odpadają od korpusu. Silnik rzęzi ostatkiem sił....W Ałuszcie jesteśmy zgodnie z rozkładem jazdy. Wot maładiec:)