Podróż Zachód USA w 10 dni - Lot Newark – Los Angeles



2012-09-03

Po jednodniowym pobycie u rodziny w New Jersey wylecieliśmy dalej na zachód – do Słonecznej Kalifornii.

Jeszcze na etapie planowania, z oporami podjęliśmy decyzję o wyborze linii lotniczych, które miały nas przetransportować na zachodnie wybrzeże. Decyzja ostatecznie padła na linie United. Pomimo konieczności uiszczenia opłaty za bagaż w kwocie 25$ bilans i tak był korzystny. 

Ale… Bałam się tego lotu, bo opinie o United były fatalne, a historie które przeczytałam o tych liniach, kazały wątpić, czy uda się nam w ogóle dolecieć do celu. Jak się jednak mogliśmy przekonać, czasem obniżenie własnych oczekiwań wynagradza miła niespodzianka. Po pierwsze – czysto. Po drugie – kawa, herbata, napoje w cenie. Przekąski wzięliśmy ze sobą, także leciało się całkiem komfortowo. W dodatku bez turbulencji i nieprzyjemnych niespodzianek.

No może poza czarnoskórą pracownicą linii lotniczych, która na pokładzie samolotu przywitała nas okrzykiem: „If you guys don’t scream vacation than I don’t know!!”. Słomkowe kapelusze, koszule w kwiaty i okulary słoneczne… Ironiczna uwaga w naszym kierunku w pełni zasłużona. Ale co tam! Lecimy do Kalifornii :]

Poza tym, spotkały nas jeszcze dwie miłe niespodzianki. Po pierwsze, już na pokładzie samolotu poczuliśmy kalifornijski klimat, bo leciał z nami najprawdziwszy aktor. Odtwórca ról trzecioplanowych, ale jednak…  Po drugie, lecieliśmy nad Wielkim Kanionem. Wrażenie było niesamowite – jakby ziemia rozstąpiła się w tym miejscu. A naokoło kilometry pustkowia. Z resztą jak chodzi o wrażenia wizualne, to cały lot był bardzo atrakcyjny. Ziemia zmieniała kolor z zielonego, przez żółty, po zupełnie czerwony, żeby potem ustąpić zabudowaniom Los Angeles, które ciągną się kilometrami.

Z samolotu do wyjścia z portalu lotniczego dostaliśmy się dość prędko. Warto tu dodać, że Amerykanie traktują loty wewnątrzkrajowe tak jak my przejazdy liniami PKP. Krótko mówiąc – codzienność. Dlatego zarówno odprawa jak i moment opuszczania terminala trwają bardzo krótko i odbywają się bez zbytnich ceregieli. Nie obyło się jednak bez małego zamieszania. Lotnisko LAX jest gigantyczne, ma 8 terminali i niestety nie jest już tak świetnie oznakowane jak eleganckie Heathrow w Londynie. Tutaj sprawdziła się metoda „podążaj za tłumem”. Dzięki temu trafiliśmy do naszych walizek. Potem zaczęliśmy poszukiwania naszej wypożyczalni samochodów.

Jak się okazało, żadna z nich nie jest tak naprawdę zlokalizowana na lotnisku, a jedynie w okolicy. Na szczęście wszystkie firmy mają swoje shuttle busy, które kursują dosłownie co kilka minut. W ten sposób dostaliśmy się do wypożyczalni Dollar, gdzie czekało na nas wcześniej zamówione auto.