nocka na lotnisku w Madrycie mija szybko i w miarę bezboleśnie,czytam,słucham lokalnych radiostacji,ba,udaje mi się nawet na kilkadziesiąt minut zasnąc - przykryta chustą na plażę.o 6.00 Rynanair'owy Boening 737 zabiera mnie w stronę słońca,plaży i wakacji.Po 3 godzinach lądujemy na Gran Canarii,tradycyjnie uderza mnie fala upału,nie chcę tracic ani minuty więc przezornie w toalecie zakładam pod spód kostium kąpielowy, żeby jak najszybciej położyc się na piasku i zanurzyc w oceanie.Po 40 minutach w autobusie ląduję nieopodal latarnii morskiej w Maspalomas..i już za chwilę rzucam plecak na piasek,sama rzucam się w fale.....bagietka,chorizo i San Miguel...śniadanie na plaży;-) Niesety,zdjęcia brak - zresztą po nieprzespanej nocy wyglądam jak wrak;-P
Maspalomas to jeden z najbardziej znanych i najczęściej odwiedzanych kurortów na świecie,ze słynnymi wydmami,mnóstwem nasadzonych palm i...hordą turystów.Unikam takich miejsc,jedyny powód dla którego na 2 noce zatrzymuję się w tym kurorcie to planowana wycieczka w góry.Jedyny autobus,który może mnie zawieźc w okolice Pico de Las Nieves odjeżdża z Maspalomas o 8 rano;nie mam więc wyjścia.
Po raz kolejny okazuje się,że na mapie odległości są zupełnie inne niż w rzeczywistości;droga do hotelu to droga przez mękę; miasto jest bardzo rozciągnięte - nie ma tam wielopiętrowych hoteli - wieżowców,za to schowane w ogrodach kompleksy domków i apartamentów.Dlatego rada dla wszystkich wybierających się do Maspalomas - zamiast w upale dreptac 40 min na plażę,lepiej poszukac przystanku i w 2 minuty byc nad morzem ( Faro Maspalomas)
Na pierwszy rzut oka Maspalomas mnie nie zachwyca,może dlatego że jestem wykończona podróżą plus wciąż ten szok termiczny.Mam nawet chwilę załamania i przez chwilę myślę czy nie zrezygnowac z wycieczki w góry i porządnie się nie wyspac a potem do oporu poplażowac.Miłośc do gór wygrywa jednak z lenistwem i zmęczeniem.A zatem....