22. czerwca 2011 r.
Wysiadamy na stacji S-Bahn: Hackescher Markt, tj. jedną wcześniej niż poprzedniego dnia. Na początku trafiamy na polski akcent: Instytut Polski.
Stojąc na moście prowadzącym na Museumsinsel podziwiamy widoki wyspy od strony wody. Tym co rzuca się w oczy, jest duży ruch na rzece. Statki wycieczkowe różnych klas i wielkości płyną jeden za drugim. W ciągu minuty kilka łodzi przepływa pod mostem. Dodatkowo cały czas jedne przybijają, a inne odbijają od nabrzeży.
Za mostem skręcamy w stronę Alte Nationalgalerie. Mieści się ona w budynku przypominającym budowlę starożytnego Rzymu. Od początku był on przeznaczony na galerię malarstwa. Dzisiejsza kolekcja obejmuje niemieckie malarstwo XIX w., ale są też pojedyncze prace europejskich impresjonistów: Maneta, van Gogh'a, Cezanne'a i Renoir'a. Niektóre z prac robią na nas duże wrażenie. Warto odwiedzić tą galerię. Pieniądze wydane na bilety nie zostaną stracone.
Wychodzimy z galerii, przechodzimy przez most na drugą stronę wyspy i idziemy zachodnim nabrzeżem. Mijamy słynny Pergamon. Budynek jest w remoncie. Nie decydujemy się na wizytę. Chcemy oglądać Berlin, nie starożytność. Na czubku wyspy - budynek Bode Museum. Sztukę bizantyjską też zostawiamy sobie na kolejny raz.
Po drugiej stronie wyspy - niespodzianka. Na nabrzeżu - sztuczna plaża. Piasek, leżaki, parasole, drinki. Z nabrzeża ładne widoki na wyspę i rzekę. Zamykamy koło i znowu wchodzimy na most. Tym razem kierujemy się w stronę Berliner Dom (Katedry Berlińskiej). Z bliska robi piorunujące wrażenie. Ogromna i piękna budowla w stylu barokowym. Nie wchodzimy jednak do środka. Kupno biletów do kościoła wydaje nam się niestosowne.
Zmierzając w kierunku Nikolaiviertel przecinamy pusty teren. Po prawej stronie ni to plac budowy, ni to wykopaliska. Miejsce po byłym zamku, a właściwie pałacu zwanym Berliner Schloß. Okazała rezydencja Hohenzollernów wybudowana w połowie XV w. przetrwała do 1950 r., kiedy to decyzją władz została wysadzona w powietrze. Po lewej zaś stronie okazały trawnik. W tym miejscu mieścił się niegdyś symbol NRD - Pałac Republiki, otwarty w 1976 r. Oba pałace spotkał ten sam los. Chociaż pierwszy istniał 500 lat, to drugi tylko 30 i to mimo braku wojen. "Enerdowskie" budownictwo okazało się więc o wiele mniej trwałe.