Rano wzięliśmy sie za zwiedzanie wszystkiego już zgodnie z moją rozpiską . Łotewskie ceny nas zaskoczyły dlatego w Wilnie podczas kilkugodzinnej przerwy w drodze powrotnej mieliśmy dojeść się do syta, tym razem naprawdę. Jerasowi zostało najwięcej litów więc dostał z miejsca ksywe Macharadża, mieliśmy wjechać tam jak paniska na słoniach:)Tym razem byliśmy zadowoleni pierwsze drugie danie, piwko przystawki.
Z dwa miesiące po powrocie wyciągnęliśmy wnioski że będąc na takim wyjeździe to nie ma co sie szczypać z pieniędzmi przesadnie, bo później się okazuje ze na byle jakiej imprezie w Warszawie z której wracamy średnio zadowoleni wydaje się więcej.
Z dwa miesiące po powrocie wyciągnęliśmy wnioski że będąc na takim wyjeździe to nie ma co sie szczypać z pieniędzmi przesadnie, bo później się okazuje ze na byle jakiej imprezie w Warszawie z której wracamy średnio zadowoleni wydaje się więcej.
Ponadto faktycznie wyciągnałem słownik angielsko -polski z piwnicy :)
Zdjęcia wykonał Jeremi "Jeras" Gąsiorowski