Nad ranem słyszymy padający deszcz , wstajemy ok 7 , nie pada więc jemy śniadanie. 15 min po zwinięciu namiotu przychodzi ulewa. Wjeżdzamy na parking w okolicach zamku w Bran , przychodzi facet i kasuje należność , nie dostajemy jednak biletu ( później okazuje się że w Rumunii to norma ... )Zamek można zwiedzać od 9 więc musimy poczekać. Po powrocie do samochodu znowu podchodzi parkingowy tym razem inny i też żąda opłaty. Nie mieliśmy biletu więc musieliśmy się ostro natłumaczyć że już zapłaciliśmy ...
Idziemy na pocztę wysłać kartki, ,kupujemy znaczki a pani w okienku mówi że je naklei . Teraz żałujemy , bo żadna kartka nie doszła do adresatów...
Następinie zwiedzamy zamek w Rasnovie ( w tym czasie przestaje padać) i pobliską jaskinie.
W Brasovie kierujemy się w okolice starówki i tu zaczyna się koszmar z zaparkowaniem samochodu. Mimo że parkingi są płatne nie ma wolnych miejsc ,a uliczki są wąskie. Znajdujemy mały parking ale trzeba czekać aż się zwolni miejsce i zapali zielone światło. Jesteśmy drudzy w kolejce , ale jest mało miejsca i tarasuję uliczkę. Znowu musimy krążyć. W końcu zwalnia się miejsce i cieszymy się że jesteśmy pierwsi. Nagle podjeżdża za nami samochód , najpierw trąbi a później przychodzi kierowca i pokazuje że ma abonament. Jestem załamany bo musimy go przepuścić a nie za bardzo mam gdzie wycofać , bo jest korek i bardzo ciasno. Nagle zapala się zielone światło, wjeżdżamy a za nami samochód z abonamentem. Ufff, udało się, teraz idziemy szukac noclegu. Znajdujemy go blisko starówki w hotelu z jedną * za 120 lejów.
Obiad jemy na starówce, w Rumunii są pyszne zupy .Czasami kropi deszcz.
Wieczór też spędzamy na starówce.