W naszym drugim dniu na Hawai'i kontynuujemy drogę ciągnącą się wzdłuż linii brzegowej. Docieramy do Ka Lae - punktu najbardziej wysuniętego na południe na Hawajach oraz w całych Stanach Zjednoczonych! Panuje tu klimat pustynny - słońce wypala ziemię. Ale najbardziej imponujący jest wiatr wiejący z niesamowitą siłą (co wykorzystuje się do napędzania wiatraków). Taką, że żadne drzewo tutaj nie rośnie. Atmosfera, która tu panuje jest jak nie z tej ziemi - trawa jest żółta, piasek też - tak jakby ktoś rozsypał curry wzdłuż brzegu oceanu. Cały efekt jest dodatkowo zaznaczony przez kilkunastometrowe skalne strome klify. Woda jest tak przeźroczysta, że widać gołym okiem spokojnie kilka metrów jej głębokości. Kąpiel jest surowo zabroniona, co oczywiście nie przeszkodzi niektórym próbować i skakać ze skał...co za głupota! Na naszych oczach kobieta zahaczy nogą o skały już w wodzie - jak ją wynosili, wyglądało, że ma nogę złamaną w kilku miejscach...
Inną atrakcją turystyczną na tym południowym zakątku jest plaża Papakolea - wypełniona zielonym piaskiem. To półszlachetny minerał decyduje o tym kolorze - jest nim drobno pokruszony oliwin. "Diament Hawajów" jak nazywają go tubylcy, występuje niezwykle rzadko na kuli ziemskiej - jego obecność stwierdzono za to na Księżycu i na Marsie...
Następnie zatrzymujemy się z Punalu'u i odwiedzamy jego słynną...czarną plażę! Jego obecność jest już sama w sobie zaskakująca ale jeszcze większą przyjemność sprawiają nam zielone żółwie hawajskie, które sobie ukochały to miejsce. Na kamieniach pochodzenia wulkanicznego rosną zielone algi stanowiące główny pokarm tych gadów. Normalnie trzeba przybyć wczesnym rankiem na plażę żeby móc je zaobserwować wygrzewające się na piasku. My mieliśmy szczęście - niezwykle silne fale nie pozwoliły wszystkim odpłynąć.
Na zakończenie dnia dojeżdżamy do naszego campingu w Parku Narodowym Wulkanów. Klimat znowu nas zaskakuje w miarę zbliżania się do siedziby bogini Pele: po gorącym poranku - zimny prysznic deszczowy i kilkanaście stopni w dół. Przejeżdżamy kilka mil i znów króluje słońce. Stąd tęcza - prawdziwy symbol Hawajów (widoczny na tablicach rejestracyjnych). Spotykamy ten fenomen kilka razy w ciągu dnia...
Wieczorem, mała eskapada do parku Volcano żeby pooglądać, gdy jest już ciemno, gotujący się krater. Nie mamy szczęścia - nie będzie lawy tego dnia...
Ale o wulkanach powiemy więcej następnego dnia. Z góry uprzedzono nas w Visitor Center, że będzie padać...
Link do artykułu "Południowo-zachodnia część Wielkiej Wyspy" na naszej stronie.