Przed nami pojawia się Panarea, a za nią Stromboli ze swoim białym kołnierzem. Po prawej wybrzeża Lipari, tam szłam na moją długą, pierwszą na wyspach wyprawę... Widzę Quattrocchi, białe pumeksowe zbocza... tam jadłam dobry obiad w Porticello.
Dziś jest piekielnie gorąco, pewnie dlatego, że płynę do przedsionka piekła... Ale na razie, na wodolocie panuje miły chłodek.
Wpływamy do portu Lipari, jak tu ludno i kolorowo! Wsiada tłum... Teraz ostatni etap rejsu – Vulcano jest bliziutko, tuż tuż...