Wymeldowuję się dość wcześnie,chwilę spaceruję po Pafos ( gdzie są ci wszyscy ludzie którzy wczoraj zapełniali ulice- na pewno odsypiają) ale jakoś mnie nie zachwyca - jadę na "dworzec" Karavella,a potem do Polis.Wysiadam w samo południe i historia się powtarza - znów jakieś 40 min szukam hotelu,tym razem nie nocą a w palącym słońcu. Polis to małe,senne miasteczko; hotel - czasy świetności zdecydowanie ma za sobą,mam wrażenie że jestem jedynym gościem,do plaży też dość daleko....jakieś pół godziny przez miasto a potem kemping, Ale nie narzekam - jest słońce,plaża,morze,spokój - nic mi więcej nie potrzeba;-)
Okazuje się,że naprawdę fajna plaża jest nieco dalej - w miejscowości Latsi - jakieś 20 min spacerem wzdłuż plaży ( nie polecam brnięcia w żwirku,zwłaszcza pod słońce i pod wiatr - z lasku wychodzi chodnik, o którym oczywiście na początku nie wiedziałam)
Plaża w Latsi - ma bar/restauracje/toalety etc i falochron - dlatego pływa się jak w basenie.Nie ma też tłoku ani hałasu,ale z drugiej strony nie jest to totalnie zadupie.Jestem zachwycona zatoką,ciepłym,czystym morzem i tym,że mogę się zrelaksować bez tłumów. Na plaży spędzam dokładnie tyle czasu,ile potrzebuję; czyli od rana do zachodu słońca.Z głośników w barze leci jakiś chillout,słońce zachodzi za górą i portem,wieje lekka bryza - zupełnie mi nie przeszkadza,że jestem sama;czuję że cały nagromadzony stres gdzieś znika.....Potem wzdłuż plaży przez kemping i lasek z powrotem do Polis ( pierwszego dnia jadę stopem,bo nie mam sił - czekam aż ktoś się zatrzyma całe 5 minut)Jestem wykończona....ale wiadomo,że nie ma dobrego urlopu bez wycieczki w góry - jutro uderzam na Szlak Afrodyty.