Good morning Spain :) Dzień 8. Rano wstajemy dzisiaj nie ma zadnych planow wyjazdowych przynajmniej w dzień.Wiec plaza,i opalamy sie slicznie chociaz juz jestesmy brazowi :).Obiad pozniej siesta i odpoczywamy na basenie.Wieczorem na dyskoteke kolegom skonczyła sie kasa prosza zeby postawic,muwie ze tez nie mam kasy bo mi sie skonczyła,ale nie wierza w koncu staje na tym ze mamy sie zrzucac.Taki układ mi pasuje.Moge postawic raz ale drugie juz nie :).Zrzuta.Kupujemy tanie wina takie w kartonach i to pijemy w zaulku jakims.Spokojnie.Patrzymy ida jacys cudoziemcy,nie myslac wiele podchodzimy do nich.Kolega czestuje cudoziemca winkiem.Tamten wypija duszkiem.Oczy mu stajw w słup zaczyna charczec,krztusic sie,mówie zaraz Nam cudoziemiec zejdzie wez go klepnij-do kolegi.Kolega go klepie,tamtemu przechodzi.więc trzeba na druga nóżkę zeby nie było,cudoziemiec widząc ze lejemy dla niego winko ucieka.Kolega goni go z winkiem a cudoziemiec krzyczy jak by go ze skory obdzierały "Nain,Nain"lub podobnie.Wnioskuje że to mógł byc Nimiec lub jakis skandywaw.Zawracam kolege i mowia ze cudoziemcy tak nie pija,objasniam ze u Nas w USA sie pije jeden kiliszek i tyle (picie po amerykansku hihi).Po wypiciu tych delicji,idziemy do naszych kobiet na dyskoteke a pózniej na plaze to juz przedostani widok i pobyt na plazy.Jutro wieczorem do Barcelony.
1997-08-09