Podróż Lato bez końca - kulturalna stolica Indonezji



2012-05-29

Ze względu na fakt, iż chcemy zostać w Yogji kilka dni postanawiamy na koniec nieco zaszaleć i poszukać lepszego noclegu. Udaje nam się dostać pokój w najbardziej obleganym hostelu w dzielnicy Setia Kewan Losemen (z klimą i śniadaniem, ale bez ciepłej wody: 170k IDR/pokój), gdzie zrzucamy plecaki i ruszamy na zwiedzanie miasta.W trakcie naszej wyprawy wiele razy słyszeliśmy od spotkanych turystów dobre opinie o tym miejscu i podczas spaceru ulicami przekonujemy się, że Jogja naprawdę zasługuje na miano kulturalnej stolicy Indonezji. Jest tu spokojniej i nieco bardziej cywilizowanie niż w pozostałej części kraju. Miasto słynie z obrazów i materiałów zdobionych techniką batik, a sprzedawcy na każdym kroku zachwalają swoje rękodzieła. My odpuściliśmy sobie zakup jakichkolwiek artystycznych pamiątek i skierowaliśmy się do Pałacu Sułtana (Kratonu, wstęp 5k/os). W zwiedzaniu towarzyszył nam przewodnik, który przedstawił ciekawe opowieści z życia wciąż panującego sułtana oraz pochwalił się swoją wizytą w Warszawie. Oczywiście na koniec zapraszał do sklepu oferującego batik, ale szybko uciekliśmy dziękując za oprowadzenie po pałacu. Wstąpiliśmy również na dworzec, by z niemal tygodniowym wyprzedzeniem zakupić bilety na nocny pociąg do Jakarty (pierwsza klasa tzw. executive, 325k IDR/os). Wędrówka w upale szybko nas zmęczyła i dopiero po popołudniowej drzemce w klimatyzowanym pokoju wyszliśmy ponownie na malownicze uliczki Sastrowijayan.

Następny dzień przeznaczyliśmy na jedną z największych okolicznych atrakcji: świątynię Prambanan. Wypożyczyliśmy skuter (70k IDR/dzień) i ruszyliśmy do oddalonej o pół godziny jazdy (17 km) hinduistycznej budowli. Już z daleka widoczne są trzy wysokie, strzeliste kaplice Siwy, Wisznu i Brahmy. Przy kasie okazało się, iż turyści zagraniczni płacą 4 razy wyższą opłatę za wstęp w porównaniu z lokalsami (120k IDR). Mocno oburzeni tą różnicą płacimy haracz i przekraczamy bramy kompleksu. Zespół świątynny powstał w IX w., najwyższa ze świątyń, poświęcona Sziwie ma 43 m wysokości. Ściany wszystkich kaplic zdobią kamienne reliefy ze scenami z „Ramajany”. Obejrzenie całości zajmuje nam dobre 3 godziny, a w tym czasie nad nami gromadzą się ciężkie chmury, z których nagle zaczyna padać tropikalny deszcz. Przeczekaliśmy największą ulewę i powoli ruszyliśmy w drogę powrotną. Drugą świątynię – Borobudur, postanowiliśmy zobaczyć nazajutrz. Znowu pożyczyliśmy skuter, lecz tym razem GPS poprowadził nas bocznymi ścieżkami wśród nieprawdopodobnie malowniczych pól ryżowych i małych wiosek. Już sama jazda była ogromną przygodą, co chwilę przystawaliśmy, by zrobić zdjęcia i pokonanie 34 km dzielących Jogję od Borobuduru zajęło nam ponad 2 godz. W końcu docieramy na miejsce. Opłata za wstęp do obiektu tu także jest mocno zawyżona dla turystów spoza kraju (135k IDR), ale rozmiar i majestat budowli wart jest swojej ceny. Buddyjska świątynia, wybudowana na przełomie VIII i IX wieku kształtem przypomina schodkową piramidę, na ścianach której umieszczono płaskorzeźby przedstawiające sceny z życia i nauk Buddy. Szczyt wieńczą ażurowe dzwony (dagoby), w których siedzą posągi medytującego Buddy – łącznie jest ich 72. Co ciekawe aż do 1814r. świątynia stała w zapomnieniu pokryta pyłem okolicznych wulkanów, wtedy to ówczesny brytyjski gubernator Jawy nakazał odnowić zabytek i pokazał znalezisko światu. Podczas, gdy my zachwycaliśmy się obiektem, nas obserwowali lokalni turyści, robiąc nam zdjęcia ‘z przyczajki’, a co odważniejsi wprost prosili o wspólne foto. Niestety, bardzo nam to uprzykrzało zwiedzanie, zresztą nie pierwszy już raz w Indonezji. Do miasta wróciliśmy nieco inną, lecz równie bajeczną trasą i nieziemsko głodni od razu poszliśmy do polecanej w przewodniku restauracji Superman II. Resztę dnia włóczyliśmy się po uliczkach kupując różne pamiątki. Wieczorem przestudiowaliśmy w przewodniku co jeszcze warto zobaczyć w Jogjy i następnego dnia ruszyliśmy do południowej części miasta, do Pałacu na Wodzie (wstęp 7k IDR) oraz do drugiej po Sosrowijayan znanej dzielnicy: Prawirotaman. Głośna i ciasna nie przypadła nam jednak do gustu i po chwili wytchnienia w knajpce wracamy rikszą w nasze strony. Idąc wzdłuż głównej ulicy, Malioboro, wstępujemy jeszcze do muzeum, które ze względu na brak prądu pozwolono nam zwiedzić za darmo.
Rano po raz trzeci wypożyczyliśmy skuter, a tym razem naszym celem była plaża Parangritis, opisywana jako jedna z lokalnych atrakcji. Cóż, nie urzekła nas wcale, na kompletnie bezludnej plaży walały się wyrzucone przez morze śmieci, a opustoszałe miasteczko zniechęcało do zagłębiania się w jego ulice. Po drodze dodatkowo zatrzymał nas patrol i groźnie wyglądający człowiek w mundurze kazał zapłacić na przejazd mostem, pewnie znacznie zawyżoną kwotę (5k IDR). Zniesmaczeni wróciliśmy do Jogjy zatrzymując się w Carrefourze, gdzie nakupiliśmy mnóstwo lokalnych przysmaków (przeróżne kawy, herbaty, cukier palmowy, soki). Jako, że to był nasz ostatni wieczór w mieście postanowiliśmy poszaleć i po krótkiej drzemce w chłodnym pokoju wybraliśmy się 'w miasto’. W piątkową noc nietrudno o dobrą imprezę, więc szybko znaleźliśmy sobie przytulne miejsce z muzyką na żywo w stylu reagge/rock. Sącząc piwo śpiewaliśmy razem z zespołem ku uciesze lokalnych imprezowiczów, którzy bardzo chętnie widzieli w swoim gronie parę białasów. W wesołych nastrojach poszliśmy spać, by rano przygotować się do podróży do stolicy. Zostawiliśmy spakowane plecaki w hostelu i wybraliśmy się na ostatni spacer po mieście.  Pociąg trochę się spóźnił, co nie było zaskakujące, zaskoczył nas natomiast fakt, iż jedynym odczuwalnym „luksusem” w tym drogim pojeździe była klimatyzacja nastawiona na minimalną temperaturę i puchowe koce, które z uśmiechem wręczyła nam ładna konduktorka. Skusiliśmy się także na zaoferowaną ciepłą kawę, za którą dziesięć minut później przyniesiono nam horrendalnie wysoki rachunek. Trzeba jednak przyznać, że pociąg mknął z obiecaną prędkością i o świcie w niedzielę znaleźliśmy się w stolicy Indonezji. Jeszcze mocno zaspani zostaliśmy otoczeni przez chmarę taksówkarzy, ale szybko uzgodniliśmy uczciwą cenę za przejazd na lotnisko (150k IDR), na którym spędziliśmy niemal 10 godzin w oczekiwaniu na samolot. Z ulgą wznieśliśmy się w powietrze w kierunku chłodnej Europy zostawiając za sobą upały i azjatyckie smaki.

  • Prambanan
  • pola ryżowe
  • okolice Jogjy
  • w drodze do Borobudur
  • w drodze do Borobudur
  • w drodze do Borobudur
  • w drodze do Borobudur
  • modliszka :-)
  • Borobudur
  • Borobudur
  • Borobudur
  • Borobudur
  • Jogjakarta
  • Jogjakarta
  • Jogjakarta
  • Jogjakarta - Pałac na Jeziorze
  • pyszności na targu
  • nasi czyli ryż
  • targ
  • targ
  • targowe pyszności