Podróż Katalonia - Costa Brava - Santa Susana - słońce, morze i słodkie lenistwo



2010-09-04

4. września 2010 r.

Zapada zmierzch. Wjeżdżamy do kurortu. Miejscowość nie sprawia dobrego pierwszego wrażenia. Wzdłuż ulicy wysokie bloki. Hotel "Don Angel" odnajdujemy bez trudu. Stoi szczytem przy promenadzie w szeregu innych mniejszych i większych hoteli. Wzdłuż ulicy po obu jej stronach gęsto zaparkowane samochody. Nie ma szans na znalezienie wolnego miejsca. Krążymy wokoło hotelu. Od zaplecza - wąska uliczka z zakazem parkowania. Zatrzymujemy się jednak przy hotelu, by wypakować bagaże. W recepcji wykupujemy miejsce na hotelowym parkingu. 6 € na dobę. Można wytrzymać. Jutro zadecydujemy, czy zostawimy samochód na dłużej, czy też poszukamy czegoś tańszego.

Nasz hotel to najbardziej zabawowe miejsce w okolicy. Siedząc na balkonie słyszymy głośną hiszpańską muzykę graną na żywo. Gdy tylko zapada zmrok przed hotelem: na tarasie i wokoło basenu kuracjusze bawią się w najlepsze. Prym wiodą niezmordowani francuscy emeryci. Połowa tańczy, a druga przygląda im się ciekawie sącząc drinki z pobliskiego baru. Zaciekawieni przechodnie najpierw zatrzymują się, a następnie dołączają do pozostałych jeszcze bardziej potęgując tłum. Panująca atmosfera wyraźnie różni się od sąsiednich hoteli, gdzie dominuje grobowa cisza, a kelnerzy w restauracjach z nudów wydłubują kit z okien. To rezultat aktywnych KO-wców, którzy nie biorą pieniędzy za darmo.

Do późnej nocy po promenadzie spacerują kuracjusze. Otwarte są też stragany z miejscowymi pamiątkami.

5. września 2010 r.

Z naszego balkonu hotelowego widać Morze Śródziemne. W linii prostej to ok. 200 m. Jednakże promenadę przy, której stoi nasz hotel, oddziela od morza linia kolejowa. Trzeba nadłożyć sporo drogi, by znaleźć podziemne przejście pod torami.

Plaża w tym miejscu nie zachwyca. Jest dosyć wąska. Gruby ostry żwir w niczym nie przypomina piasku z nadbałtyckich plaż. Zaskakuje ilość kamieni, które leżąc wzdłuż linii brzegowej tworzą szaniec odgradzający morze od lądu. Co kilkanaście metrów zwały kamieni wchodzące głęboko w morze. Przypomina to boksy.

Woda jest ciepła. Dno kamieniste. Fala dosyć wysoka, dopychająca do brzegu oraz rzucająca na kamienie. To nie miejsce do kąpieli dla dzieci, lecz raczej dla dobrych pływaków, którzy "wypuszczą się" trochę dalej. Dlatego tłumów na plaży nie ma. Co kilkadziesiąt metrów widać pojedynczych opalających się. Do pływania chętnych nie ma.

Inaczej jest na przyhotelowych basenach. Tutaj nadkomplet. Znalezienie wolnego leżaka to marzenie ściętej głowy. Prawie każdy hotel posiada swój basen, a czasami kilka. Większość z nich usytuowana została przy promenadzie, tak że przechodzący nie tylko mają wgląd w to, co się tam dzieje, ale praktycznie wolny wstęp. Nie należą do rzadkości obrazki, gdy obok opalających się stoją walizki.

Większość Panów, w tym także przyjezdni, spędza czas na grze w bule. Hotele mają przygotowane specjalne pola do gry. Rozgrywane są emocjonujące pojedynki na oczach zgromadzonej publiczności. Można podziwiać kunszt zawodników i różne techniki rzutów. Ciekawe jednak, czy grają tylko dla przyjemności ... . Tego nie udało się nam ustalić.

Pod koniec dnia na ulicy przed hotelem zrobiło się trochę luźniej. Postanowiliśmy przestawić naszego Seata z płatnego parkingu na bezpłatną ulicę. W poczuciu dobrze podjętej decyzji minął nam pierwszy dzień na Costa Brava.  

  • A rano cisza - bohaterowie są zmęczeni.
  • Większość mieszkańców preferuje hotelowe baseny
  • Basen z atrakcjami
  • Różne techniki rzutu 1
  • Panów najbardziej absorbuje gra w bule.
  • Różne techniki rzutu 2
  • Można tu spędzić dużo czasu.
  • Plaża nie zachęca do opalania się.
  • Wieczorami przed hotelem trwa nieustająca zabawa.
  • Jeden z basenów nocą
  • Nasz hotel: Don Angel
  • Na promenadzie handluje się do późnej nocy
  • Tymczasem w innych hotelach cisza i spokój
  • Pustki też na tarasie obok restauracji
  • Wjeżdżamy do kurortu