Poznajemy po kawełczku Meksyk, a co kawałek to ciekawiej. Góry były, ruiny były, miasta duże były, dziś czas na przejażdżkę po Grijalva rzekę tworzącą Kanion Sumidero. Zanim tam docieramy zdziera nam się opona do cna , przyczyną jest vlacha , która sie odrywa, zaczepia o oponę i skutek jest taki, ze stoimy. Rzecz się dzieje pode mną , obiecuje więc wszystkim, że od dnia kolejnego nie będę jadła jajecznicy....Przygarniają nas Niemcy do swego autokaru i tym sposobem jedziemy dalej do kanionu... Skały Kanionu mają do 1 km wysokości, widzimy krokodyle, które zastygaja w bezruchu uwaznie nas obserwując, sępy suszące swe piórka, kormorany i niestety masę śmieci, które spływają z gór...
Dzień kończy się ziedzaniem stolicy stanu Chiapas - San Cristobal de las Casas . Część nazwy miasto zawdziecza Bartlolome de las Casas - biskupowi, który bronił Indian przd kolonizatorami. Co tu ogladamy? Barokowy kosciół św Dominika, ale to juz wieczorem, wchodzimy też do katedry, włóczymy się po Zocalo jak zwykle, zaglądamy do sklepów , np. z czerwonym bursztynem przypominającym plastik. San Cristobal bardzo nam sie podoba, miasteczko z klimatem