W pierwszy dzień Nowego Roku jedziemy do Lwowa. Nocujemy w hostelu "Mister" niedaleko głównego prospektu Swobody. Stołujemy się w restauracji szybkiej obsługi "Pyzata Chata", gdzie jest duży wybór dań po przystępnych cenach. Wieczorem robimy sobie clubing po lwowskich knajpach, ale ciężko nam znaleźć miejsce dla kilku osób, a co dopiero dla naszej 46-osobowej grupy. Dzielimy się więc na podgrupki i wraz z kilkoma znajomymi lądujemy ostatecznie w rockowym pubie, gdzie kosztujemy lokalne wina i piwa, słuchając klasycznych rockowych hitów. Decydujemy się też na spróbowanie okazałej sziszy z domieszką sambuki. Przy tej okazji tłumaczymy też naszej znajomej parz, że szisza to nie narkotyki, tylko aromatyczna fajka wodna, jednak postanawiają nas opuścić uznając, że to nie dla nich. Rozumiemy to i bawimy się dalej w nieco mniejszej grupie.
W drodze powrotnej do hostelu, na ulicy przyjmujemy życzenia od spotykanych młodych Ukraińców, z niektórymi życzymy sobie nawzajem sukcesów organizacyjnych i sportowych na Euro2012.
Następnego ranka udajemy się z przewodniczką na spacer po lwowskich świątyniach i na Cmentarz Łyczakowski. Kilkakrotnie podczas zwiedzania pojawiają się w naszych rozmowach tematy związane z trudną historią polsko-ukraińskich stosunków.
Na mnie największe wrażenie robi wnętrze kościoła ormiańskiego, bogato i kolorowo zdobione oraz ciekawe opowieści naszej pani przewodnik o znanych Polakach pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim.