Cwmyoy ze swoim półtuzinem kamiennych domów i normańskim kościołem, przykleiło się do zbocza Hatterrall Ridge. Można się tu dostać albo górską ścieżką, albo karkołomną - nawet jak na Black Mountains - drogą od dołu. W obu przypadkach nie jest to zadanie proste, ale warto! Warto ze względu na "cud" architektoniczny, jakim jest tutejszy trzynastowieczny kościół Świętego Marcina. Nie ma chyba na świecie drugiej tak koślawej i powykręcanej budowli, która w założeniu taką być nie miała. W Saint Martin's Church nic ze sobą nie współgra i nie ma jednego prostego kąta. Stojąc wewnątrz, patrząc przez nawę w kierunku ołtarza odnosi się wrażenie, że podłoga tańczy a ściany, choć próbują dotrzymać jej kroku, pogubiły rytm.
Z zewnątrz widok jest jeszcze bardziej intrygujący, bo kamienna wieża odchyla się od pionu o dokładnie 5,2 stopnia (zdecydowanie wyższa krzywa wieża w Pizie, dla porównania, ma odchył "tylko" 4.7 stopnia). Do lat sześćdziesiątych, kiedy dobudowano specjalne podpory, przed zawaleniem chroniła ją chyba tylko jakaś nadprzyrodzona siła. Ale że w Cwmyoy nic nie jest zbyt proste, w połowie długości nawy, budynek nagle wykręca się w przeciwną stronę.
Niewiele lepiej wygląda przykościelny cmentarz pełen powykrzywianych starych nagrobków. Śmierć musiała być czymś strasznie wkurzona, skoro tak niecnie sobie tu poczynała.
W rzeczywistości całkowity brak pionów i poziomów w Cwmyoy nie wynika ani z walki sił nieczystych z niebiosami, ani z jakiejś specjalnej niechęci mieszkańców do geometrii. Cała wina spada na geologię. Kościół stoi po prostu na kilku płytach skalnych, które bez przerwy na siebie napierają, powodując wybrzuszenia i zapadnięcia gruntu na powierzchni. A że proces jest łagodny i długotrwały, kościelne mury zamiast pękać, próbują dostosować się do sytuacji.
Poszukiwacze skarbów znajdą w Cwmyoy jeszcze jeden klejnot - średniowieczny kamienny krzyż. W 1861 roku wykopano go przypadkiem na jednym z okolicznych pól. Datowany na trzynasty-czternasty wiek krzyż, był prawdopodobnie drogowskazem dla pielgrzymów zdążających do St. Davids w Pembrokshire. Niezwykłe jest przedstawienie na nim postaci Chrystusa. Jego ciała nie tylko nie wykręca ból agonii, ale spod wielkiej biskupiej mitry zdaje się uśmiechać.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w niewyjaśnionych okolicznościach krzyż zniknął z Cwmyoy, po czym zupełnie przypadkiem odnalazł się w sklepie z antykami w Londynie. Po udanej akcji odzyskania zabytku, na wszelki wypadek, przymurowano go do kościelnej podłogi.