Podróż Karlskrona. Weekendowy rejs po spokój - Smak i zapach Skandynawii



Pustka i spokój panujący na Aspö jest też charakterystyczny dla centrum Karlskrony, w którym - zwłaszcza w weekendy - niewiele się dzieje. Miasto ożywa odrobinę wieczorem, kiedy na ulicach pojawia się więcej młodzieży, a w kierunku nielicznych restauracji widać podążające na kolację rodziny.
Wybór lokali nie jest zbyt duży, ale można znaleźć kilka przytulnych miejsc takich jak na przykład Café Greven. Kawiarnia znajduje się na tyłach Blekinge Museum, które zajmuje zabudowania prywatnej rezydencji hrabiego Hansa Wachtmeistera - pierwszego gubernatora i namiestnika królewskiego w Karlskronie. Usiąść można na dziedzińcu albo w przesklepionych wnętrzach i zamówić szwedzką kawę z ciastkiem, śniadanie lub tradycyjny szwedzki lunch.
W lokalu jest spokojne, skromnie, a kawa "Greven" i cynamonowa babeczka bardzo nam smakowała. Ceny jak na szwedzkie warunki naprawdę przyzwoite - kawa za 25, a ciastko za 10 koron.

Ze szwedzkich produktów na wyróżnienie zasługuje wino o nazwie Jakt. Trunek ten produkuje winiarnia "Grythyttan Vin AB" (http://www.grythyttanvin.com/) założona w 1999 roku przez dwóch braci Fritzell. Idea interesu powstała, gdy Per Fritzell odwiedził swoją babcię mieszkającą w północnej Norwegii, od której otrzymał dżem z maliny moroszki. Per doszedł do wniosku, że słodycz i moc smaku moroszki rosnącej podczas białych nocy mogłaby sprawdzić się przy produkcji wina. Fundamentem owocowego smaku alkoholi produkowanych przez Grythyttan są rozmaite dzikie owoce leśne takie jak malina moroszka, borówki, żurawina, jagody jałowca. Nigdy nie podejrzewałam, że Szwedzi potrafią produkować tak pyszne wino - czerwone, intensywne, o aromacie owoców i pięknym zapachu przywodzącym na myśl stary las. To idealne zwieńczenie szwedzkiego weekendu.

W jesienny, niedzielny, chłodny wieczór ulice miasta wyglądają na wymarłe. Poza szelestem unoszących się w powietrzu liści i podmuchami wiatru słychać niewiele. W powietrzu zamiast spalin czuć zapach wody otaczającej miasto. Mijając kolejne budynki, zaglądamy w nieosłonięte okna, szukamy światełek, modeli okrętów, wypatrujemy sylwetek ludzi. Zaledwie 260 kilometrów od Gdyni znajduje się miasto tak różne od tego, co widzimy w Polsce. Warto było wyrwać się z kraju na kilka dni, pokonać Bałtyk, aby po raz kolejny przekonać się, jak miło wypoczywa się w Skandynawii.