Miasto fort. Żyjące swoim normalnym codziennym życiem w niecodziennej scenerii wspaniałych obronnych murów, w cieniu oszałamiających , koronkowych fasad domów kupieckich - haweli, z normalnym brudem, ściekami, krowimi plackami i milionem wariacko trąbiących motorków!!!!
Trudno przecisnąć sie przez wąziutkie uliczki, mając oczywiście w pamięci, że zaraz jakaś krowa może wymusić pierwszeństwo, chłonąc między rozpalonymi murami tego miasta - fortu ten wyjątkowy koloryt miejsca, gdzie codzienność splata się nierozerwanie z dawną świetna przeszłością. Niespodzianie zupełnie trafia się na przepiękne, dżinijskie świątynie. Nie wiem, czy nie zadeptałam tam jakiejś mrówki, ale wnętrza dwóch - udostępnionych zwiedzającym - powaliły mnie zupełnie! Przepięknościowe, koronkowe balkoniki, rzeźby jak z innego świata, wystrój jak z bajki.
Z kolei fasady haweli przenoszą w zupełnie inny świat - bogatych kupców, budujących przewspaniałe rodzinne domostwa, które musiały kosztować majątek, a i dzisiaj pewnie zrujnowałyby swoich właścicieli, gdyby nie pieniądze turystów, którzy chętnie płacą za obejrzenie tych cudów od wewnątrz.
Jaisamer będzie mi też kojarzyć się z piękną pustynią Thar, na którą popatrzyłam z wysokości "wierzchowca pustyni" i podziwiałam cudowny, spektakularny zachód słońca.
To był cudowny, bajecznie kolorowy z mistycznym wręcz zakończeniem dzień!