Droga wzdłuż Hardangerfjordu ulegała stopniowej przemianie aż w końcu dotarliśmy na teren ogromnego górskiego płaskowyżu Hardangervidda znajdującego się na wysokości 1200 m. n.p.m. Tym samym powitały nas rozległe płaskie przestrzenie bez drzew i krzewów, porośnięte gdzieniegdzie krótką trawą usianą głazami, kamieniami i kamyczkami - krajobraz niemal księżycowy. Świetny plener do kolejnej kinowej superprodukcji bądź zdjęcia na okładkę płyty blackmetalowego zespołu. Z resztą jak uświadomił mnie mój małżonek motyw Hardangervidda zawitał już na łono mroczniejszych gatunków muzycznych.
Największe wrażenie budziły pojedyncze, samotne drewniane chaty lub domki letniskowe jakie można było zaobserwować co kilkaset metrów, a nawet kilometrów. Cała ta okolica usiana była jeszcze wieloma płytkimi strumykami, niewielkimi jeziorami, a także jednym znacznie większym o swojsko brzmiącej nazwie - Halne. I właśnie przy nim urządziliśmy krótki postój, który wymusił na nas skorzystanie z cieplejszych ubrań, gdyż spadek temperatury był wyraźnie odczuwalny.
To skaliste pustkowie wchodzi w obszar wielkiego parku narodowego, który sprawia wrażenie wspaniałego miejsca do aktywnego wypoczynku, do pieszych i rowerowych wycieczek oraz spotkania z reniferami, które szczególnie upodobały sobie Hardangervidda. Informację o reniferach jedynie "słyszeliśmy” gdyż zobaczyć żadnego okazu nam się nie udało...
Następnie skierowaliśmy się z powrotem w stronę Oslo, opuściliśmy tereny Norwegii i ponownie udaliśmy się na drogi Szwecji. Stamtąd promem linii Scandline popłyneliśmy z Helsinborga do Helsingør w Danii, gdzie odwiedziliśmy zamek Kronborg, następnie zawitaliśmy na kilka godzin w rowerowej Kopenhadze, a później przez niemiecką ziemię udaliśmy się z powrotem do Polski.
Największe wrażenie budziły pojedyncze, samotne drewniane chaty lub domki letniskowe jakie można było zaobserwować co kilkaset metrów, a nawet kilometrów. Cała ta okolica usiana była jeszcze wieloma płytkimi strumykami, niewielkimi jeziorami, a także jednym znacznie większym o swojsko brzmiącej nazwie - Halne. I właśnie przy nim urządziliśmy krótki postój, który wymusił na nas skorzystanie z cieplejszych ubrań, gdyż spadek temperatury był wyraźnie odczuwalny.
To skaliste pustkowie wchodzi w obszar wielkiego parku narodowego, który sprawia wrażenie wspaniałego miejsca do aktywnego wypoczynku, do pieszych i rowerowych wycieczek oraz spotkania z reniferami, które szczególnie upodobały sobie Hardangervidda. Informację o reniferach jedynie "słyszeliśmy” gdyż zobaczyć żadnego okazu nam się nie udało...
Następnie skierowaliśmy się z powrotem w stronę Oslo, opuściliśmy tereny Norwegii i ponownie udaliśmy się na drogi Szwecji. Stamtąd promem linii Scandline popłyneliśmy z Helsinborga do Helsingør w Danii, gdzie odwiedziliśmy zamek Kronborg, następnie zawitaliśmy na kilka godzin w rowerowej Kopenhadze, a później przez niemiecką ziemię udaliśmy się z powrotem do Polski.