Kilka ciosów życiowych początkiem tego roku mnie dosięgło. I to raczej z gatunku tych, po których i bokser wagi ciężkiej miałby problem się podnieść. Nie dziwota więc, że tego roku podróżniczy zew przygody przypomniał o sobie stosunkowo późno. Życie nie lubi pustki, również i w sferze marzeń. A, że podróznicze ciągotki w umyśle tkwią, toteż w pewnym momencie, a było to końcem kwietnia, dały o sobie wyraźniej znać.
Malta nigdy mi w głowie nie siedziała. Stulona w krańcowych pieleszach Europy, raczej nieobecna na turystycznych językach, zajmująca ostatnie strony katalogów biur podróży, zaginiona w sferze podróżniczych marzeń. Skłamałbym gdybym oznajmił, że o Malcie marzyłem. Przeciwnie, nigdy nie brałem jej poważnie pod uwagę. I chyba by tak zostało, gdyby nie dwa zdarzenia. W ręce trafił mi magazyn, z którego wyczytałem o ciosie wymierzonym w atrakcyjność tej małej wysepki. Z początkiem lipca, Malta miała utracić jeden z jej podstawowych atutów, magnes masowo przyciągający turystów, zapalonych fotografów. Otóż sławetne maltańskie autobusy, kolorowe “ogórki”, warkoczące stare “ wiarusy”, zwał jak zwał, miały odejść, kolokwialnie mówiąc, na emeryturę. Uznałem, że wielkim nietaktem z mojej strony, byłoby nie odwiedzenie odchodzących w stan spoczynku cudeniek. Wieść o tym smutnym fakcie, skumulowała się ze znalezioną promocją na loty w tym kierunku (350 zł). Decyzja mogła być tylko jedna. Jadę na Maltę.
Przygotowania do wyprawy na Maltę nie były zbyt czasochłonne, głównie dlatego, że to malutka wyspa i w sumie, chcąc nie chcąc, w ciagu tygodnia nie sposób nie zobaczyć większości atrakcji.
Na plus zaskoczyły mnie ceny. Na Malcie, przed sezonem, idzie nocować w zupełnie przyzwoitym hotelu za smieszne 10 Euro, czasem nawet mniej. Ot choćby w sąsiednich Włoszech nocowanie za mniej niż dwukrotność tej kwoty jest sztuką. W sumie tym razem obrałem jedno koczowisko, hotel Sunflower w Qawrze. To dobra baza na autobusowe wyskoki w głąb wyspy. Przerzucanie się z plecakiem z hotelu do hotelu, jak lubię, nie miałoby tutaj sensu.
Wyspę, jak już pisałem, zamierzałem zwiedzać starymi, niebywale urokliwymi autobusami. Uznałem, że przynajmniej swoją obecnością oddam im należny hołd za lata jakże szlachetnego przyczyniania się przez nie do budowania atrakcyjnego wizerunku Malty. Postanowiłem Maltę zwiedzać wyłącznie w towarzystwie ich jakże urokliwego warkotu, dając sobie sposobność do maksymalnie częstego delektowania się ich czarem.