Zawitałem więc m.in. także w rosyjskim odpowiedniku naszego Jantaru czyli w Jantarnyj. Jednak zanim tam dotarłem poznałem niegdysiejszy polski Królewiec, przez Niemców zwany Konigsberg, a przez Rosjan dość przypadkowo nazwany Kaliningradem od imienia sowieckiego bohatera, który nota bene nigdy nie był nawet w tym mieście.
W okresie świątecznym na granicy było spokojnie, dlatego tylko ok. 30 minut zajęło mi załatwienie formalności celnych, wypełnienie deklaracj, karticzek i dokumientow. Oficjery pytali kto ja takoj, a gdy odpowiedziałem że żurnalist, zażartowali tylko że to znaczitsa szpion (szpieg). Gdy pytali szto ja budu diełat ja im skazał że ja budy diełat foty, chacziu posmotrit kak krasiwaja jest kaliningradzka obłast a potem ja wsjo opiszu. Celnik stwierdził że w takim razie ja hudożnik (pisarz) i mnie puścił bez problemu ;)
Kaliningrad to miasto bez ładu architektonicznego. Obok obskurnych, socrealistycznych mrówkowców, stoją resztki zabytkowych bram, baszt, fortyfikacji i całkiem nowe budynki ze szkła i aluminium.
Jednak widać że z trudem, ale jakoś miasto zaczyna się zmieniać na lepsze. To zapewne zasługa pieniędzy głównie niemieckich inwestorów.