Kolejny dzień podrózy i kolejne wrażenia. Ruszamy na szlak zwany Ring of Kerry. Wiedzie wzdłuż pólwyspu o tej samej nazwie. Z każdym kilometrem coraz bardziej podziwiam córkę, która doskonale radzi sobie z samochodem i trudną drogą. A doświadczenia samochodowego za bardzo nie ma... Mąż kupił flaszeczkę, postawił obok siebie i powiedział, że na trzeźwo dalej nie jedzie. Nie miałyśmy wyjścia :) Dobrze, że nie łapał kierowcy za ręce, hihihi. Jedziemy poprzez góry, mijamy kamienne mostki, docieramy na plażę Rossbeigh - jest cudowna , znajduje się zaledwie pięć minut drogi od Glenbeigh, małej miejscowości położonej na Ring of Kerry.
We wrześniu odbywają się tu słynne wyścigi konne na plaży . Niesamowite są kamienie i głazy znajdujące się na brzegu - wszystkie bez wyjątku są w tych samych kolorach - zielonym i fioletowym. Innych po prostu nie ma. Zabrałam dwa niewielkie ( nie chciałam płacić za nadbagaż w samolocie ) :) i teraz leżą w polskiej łazience. Kolorów i wrażeń wiążących się z tym miejscem nie da rady opisać, niestety.