Podróż Madagaskar 2010 - Morondava



Aleja Baobabów

Dopiero rano mogliśmy w pełni docenić urodę miejsca, w którym się znaleźliśmy. Można by nawet powiedzieć, że okolica jest kiczowata, bo palmy, plaża, urodziwe domki i w ogóle wszystko jak z folderów reklamowych. Ale to tylko pozór, jesteśmy na Madagaskarze. Do alei Baobabów, która była właściwym celem naszego przyjazdu do Morondovy jedzie się ok. 20 min. z centrum miasta. To niewiele zważywszy na nasze wczorajsze doświadczenia.

Faktycznie oczom przybyszów ukazują się krajobrazy niezwykłe, najpierw nieliczne masywne drzewa z kępą gałęzi i czegoś zielonego na szczycie, potem już w większych zgrupowaniach i wreszcie w skupisku, które nie pozwala pozostać obojętnym na ich widok, określany umownie jako Aleja Baobabów. Są naprawdę olbrzymie, magazynują wodę w swoim pniu, mają różne kształty, są i takie splecione, połączone ze sobą a i strzeliste, różne, ale każdy jedyny w swoim rodzaju. Dla tych kilkudziesięciu minut warto było tłuc się po koszmarnych drogach przez cały dzień i znowu mieć w zanadrzu taką samą trasę do pokonania w dniu dzisiejszym. Spacer między baobabami to przeżycie, poza tym dopiero, gdy poczuje się tę spiekotę dookoła można sobie uzmysłowić, dlaczego one tak wyglądają.

Droga powrotna przypominała tę wczorajszą, z tym, że tym razem wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Niestety nie udało się nam dojechać do Antananarivo a na kilkadziesiąt kilometrów przed Antisirabe złapaliśmy gumę a było już ciemno. Przez chwilę zrobiło się nieciekawie ale na szczęście po kilkudziesięciu minutach zabiegów naszego kierowcy auto ruszyło dalej, by na nocleg dowieźć nas do Antisirabe.

Następnego dnia z Anisirabe przemieściliśmy się Anatananarivo. Podziękowaliśmy naszemu kierowcy za to, że dzielnie i bezpiecznie obwiózł nas po miejscach, do których chcieliśmy dotrzeć. Rozliczyliśmy się z Riją potrącając z wcześniej umówionej kwoty za transport kwotę, która odpowiadała ilości dni, w których nie mieliśmy pojazdu do dyspozycji. Po czym wybraliśmy się na spacer po mieście.

Ostatni pełny dzień na Madagaskarze każdy spędził tak, jak miał ochotę a wszyscy już po południu spotkaliśmy się w Hotelu Sakamanga z Konsulem Honorowym Polski na Madagaskarze dr. Zbigniewem Kasprzykiem. Jest to bardzo miły, kompetentny i doświadczony człowiek, który chętnie dzieli się doświadczeniami ze swojego już długiego pobyty na wyspie. Było to swego rodzaju podsumowanie naszego czasu spędzonego na wyspie. Pana Konsul podrzucił nas na ulicę Beniowskiego, gdzie staraniem Polaków na murze została ulokowana bardzo efektowna tablica upamiętniająca Maurycego Beniowskiego. Miło było spojrzeć na ten ślad polskości w tak odległym rejonie świata. Następnego dnia wyjeżdżamy. Lotnisko 12 godzin w samolocie, Paryż i … Kraków.

Madagaskar to biedny, a nawet bardzo biedny kraj, gdzieś trochę na uboczu, wewnętrzna scena polityczna nie ułatwia mu życia, a funkcjonuje właściwe jedynie w oparciu o pomoc zagraniczną. Krajobrazy zapierają dech w piersiach, ale jest trochę pusto, bo zwierząt hasających po polach brakuje, oczywiście nie licząc wszędobylskich zebu i Julianów ukrytych w zaroślach…

  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów
  • Aleja Baobabów