Głównym celem naszej wyprawy były kredowe klify na wyspie Møn. Aby do nich się dostać, należy zaparkować przy GeoCenter Møns Klint. W tym na poły muzeum, a na poły ośrodku informacji turystycznej można zakupić pamiątki, napoje i dowiedzieć się sporo o budowie geologicznej i przeszłości klifów. Np. zobaczyć skamieliny dawnych gadów (zapamiętaliśmy niejakiego Mosasaura). Ale ograniczyliśmy swój pobyt tam do minimum i udaliśmy się w stronę wybrzeża. Było już popołudnie i słońce świeciło w stronę a nie od morza. Może to pogarszało oświetlenie klifów, ale na pewno uprzyjemniało wędrówkę wzdłuż nich. Zarówno gorą – w lesie pełnym powyginanych wiatrem drzew, jak i na dole, wąskim przesmykiem pomiędzy kredową ścianą a lądem.
Klify dochodzą do wysokości prawie 130 m. n.p.m., nalezą zatem do … największych wzniesień w Królestwie Danii ;-). Na ich szczycie drzewa niekiedy już tyko korzeniami wrosłymi w kredowe podłoże trzymają się przed upadkiem w stronę morza.
Cóż – opisywania urody kilkukilometrowego kredowego wybrzeża nie ma sensu. Wystarczy popatrzeć :-). My, zachwyceni widokiem, postanowiliśmy przyjechać tu jeszcze raz, ale tak, aby nocować na wyspie i zobaczyć klify od strony morza z rana. Dołem i góra przeszliśmy odcinek stanowiący mniej więcej 1/4 długości klifów, ale w ich najwyższym punkcie. Warto było! Ścieżki i punkty widokowe są dobrze przygotowane i oznaczone, a widoki wspaniałe.
Powróciliśmy zatem do punktu wyjścia, mijając już zamknięte GeoCenter Møns Klint, obok którego urządzono … plac zabaw dla dzieci. Małym Duńczykom to naprawdę jest dobrze, wszędzie o nich myślą ;-).