Naszym kolejnym przystankiem była wieś Elmelunde. Centrum wyznacza biała wieża kościoła – Elmelunde Kirke. Świątynie jest starsza i większa od siostrzanej w Keldby, ale zbudowana według podobnego schematu – zorientowana, jednonawowa z wieżą u szczytu i niższym prezbiterium. Chociaż budowaną ją między XI a końcem XV wieku, znakomicie spełnia wzorzec prowincjonalnego kościoła protestanckiego. Najstarsza część – prezbiterium - powstała w 1085 r. . z kamienia. Wieża jest o przeszło cztery stulecia późniejsza.
Tu, w Elmelunde kirke w 1871 r. odkryto pod warstwą białego tynku XV-wieczne freski. Bezimiennego autora nazwano zatem Mistrzem z Elmelunde. Ten sam twórca udekorował i sąsiedni kościół w Keldby. Tematyka przedstawień jest podobna – sceny biblijne. Kolorystyka również – jedynie czerwień jest ciemniejsza – w odcieniu bordowym. W odróżnieniu od Keldby malowidła Mistrza obejmują jednak również prezbiterium – na ołtarzem widnieje przedstawienie Trójcy Świętej zwane 'Tronem Łaski'. Poza tym wyróżniały się jeszcze przedstawienia Sądu Ostatecznego oraz historia stworzenia Adama, Ewy jego z żebra, grzechu pierworodnego i wygnania z raju.
Z kolei inne elementy wyposażenia świątyni są młodsze niż w Keldby. Kazalnica – ozdobiona rzeźbami ewangelistów i Chrystusa oraz ołtarz pochodzą z połowy XVII w. i były darem córki oraz zięcia króla duńskiego Chystiana IV. Monogram króla (C4) wpisany jest w górnej częsci ołtarza. Nie przepadam za barokiem, ale na szczęście ten protestancki jest oszczędniejszy w formach i środkach wyrazu. Aczkolwiek nie do końca rozumiem, czemu snycerze wykonujący ołtarz i kazalnicę ozdobili je postacią aniołka wspinającego się na drabinie? Co ciekawe po odsłonięciu fresków anioł z ołtarza czyni to w stronę krzyża.
I w tym przypadku wnętrze kościoła jest proste, skromnie, pogodnie i funkcjonalnie urządzone, podobnie jak w Keldby. Ma tylko nowsze organy i … większy model statku pod sklepieniem ;-). Oraz – co mnie akurat ucieszyło - witraż :-), a także kącik dla dzieci z materiałami do rysowania. I jeszcze jeden szczegół, który niesamowicie nam się spodobał – kościół był pełen … kwiatów słonecznika. Przy każdej ławce jest przytwierdzony miniaturowy metalowy wazonik z wodą, mieszczący dokładnie jeden kwiatek. Szliśmy więc nawą pomiędzy szpalerem małych słoneczników. Także ołtarz, przedstawiający rzeźbiarską grupę Ostatniej Wieczerzy, był udekorowany słonecznikami. To wszystko razem sprawiło, że w obu kościołach odczuwaliśmy przyjazną i sprzyjającą skupieniu atmosferę.
Cmentarz w Elmelunde nie różni się specjalnie od innych duńskich nekropolii. W odróżnieniu od Keldby jest położony na lekkim wzniesieniu, a niedobór drzew zastępują krzewy. Ciekawostką jest mechanizm samozamykającej się furtki – mieliśmy się zetknąć w takimi w przyszłości na Bornholmie. Obok niej znajdowały się urządzenia do pielęgnacji cmentarza – szpadel, grabie, konewka – służące wszystkim i jak było widać przez nikogo nie zagarniane.
Zamiast pola golfowego kościelno – cmentarne wzniesienie - wzgórze byłoby zbyt daleko idącym określeniem – sąsiaduje z … placem zabaw dla dzieci. A wokół kilka kolorowych i świetnie utrzymanych domków, tonących w kwiatach i zieleni. Czyli jak wszędzie wokół … Ech, żeby nasze wioski tak wyglądały …