Potem już ostatni, krótki odcinek, z kolejnym punktem postojowym. Na końcu bramka i obowiązkowe oderwanie drugiej części biletu. Strażnik robi to leniwie. Ale jeśli ilość odcinków się nie zgodzi, rozpocznie się akcja poszukiwawcza. Byliśmy świadkami jak czujne są oczy strażników, którzy potrafią podejść do potencjalnie wykończonego turysty i go wesprzeć. Ale trzeba być realistą. Można dostać bandaż, kijki trekingowe, ale na osła mogą liczyć tylko zawałowcy lub osoby z poważnymi złamaniami. Teraz ponownie musimy zapewnić Cykadę, że dalej z nią nie wracamy, a nasza wycieczka będzie miała własne zakończenie. Upewnia się wielokrotnie, czy na pewno dobrze nas zrozumiała. Jak już pisałam pełen profesjonalizm przewodnika, a znam ich wielu, więc zaimponować mi trudno. Poza Parkiem wąwóz się powoli rozszerza. Idziemy wąskim przejściem między płotami działek starej Agia Roumeli. Wokół przeraźliwie beczą kozy i owce. Dołącza do nas reszta ekipy, która zdobyła benzynę i wyjechała nam na spotkanie. Lądujemy na świeżym soku z pomarańczy. Z lekkością rezygnujemy z nachalnie proponowanej podwózki, zostają na tylko 2,5 km po płaskim. Mijamy kolejne dwie cerkiewki. Potem dochodzimy w okolicę antycznej Terry. Pięknie komponuje się fragment dzwonnicy z dumnie wznoszącą się pozostałością twierdzy z czasów okupacji tureckiej. Po jakimś czasie w oddali widać już horyzont Morza Libijskiego. Kupujemy bilety na ostatni prom [18.00] i przyglądamy się jak odpływa wcześniejszy. Teraz już bez Cykady zasłużona kąpiel w morzu [zapobiegliwie kostiumy nieśliśmy w plecakach; a w porcie są bezpłatne prysznice, w których można zmyć sól i się przebrać, plaże kamieniste], zasłużone greckie jedzonko i zimne piwo. Intensywny spacer uruchomił endorfiny, rozpływamy się w przyjemności. Potem prom, kontemplacja urokliwej, południowej linii brzegowej Krety, podziwiamy zakończenie dzikiego wąwozu.
Podróż Wąwóz Samaria - najdłuższy górski wąwóz Europy - AGIA ROUMELI
2010-08-01