Następny dzień zaczął się wyraźnie lepiej - odzyskaliśmy plecaki. Wcześniej w pobliskiej pastelarii (cukierni) zjedliśmy małe, typowo portugalskie śniadanie, do którego dostaliśmy absolutnie wybitne espresso. Tak pokrzepieni ruszliśmy na podbój Lizbony i w pierwszym rzucie instynktownie trafiliśmy do centrum handlowego :D Skorzystaliśmy z tego jedząc tam mały lunch oraz kupując (po degustacji) butelkę białego porto. Kolejne dwie-trzy godziny spędziliśmy w bardzo przyjemnym parku w okolicach centralnego placu Lizbony, niedaleko kolumny z pomnikiem markiza de Pombala. Było to poniekąd konieczne, ponieważ w Portugalii, jako że jest to kraj na południu, gorący, w południe praktycznie nie da się oddychać. Za to po południu (jakoś od 15:30-16:00) można zacząć zajmować się ciekawszymi rzeczami, na przykład można pójść na festiwal DeltaTejo. Odbywał się on dokładnie w tych dniach, kiedy byliśmy w Lizbonie, i miała tam śpiewać Mariza. Niestety, nie udało się nam na ten festiwal dojechać. Nie trafiliśmy :( Mimo to, spacer był bardzo przyjemny, zaliczyliśmy nawet wycieczkę łódką po stawie. Wieczorem chcieliśmy jeszcze znaleźć jakiś mały klubik fado i wypić po szklaneczce porto, ale okazało się, że fado stało się rozrywką robioną specjalnie pod turystów, co zniechęciło nas dość skutecznie. W efekcie dzień skończyliśmy tak jak poprzednio, z butelką piwa nad brzegiem Tagu nieopodal stacji Santa Apolonia...
Podróż Autostopem po Portugalii - dzień 2: odzyskanie bagażu, zwiedzanie Lizbony
2008-07-19