Podróż Maroko 2010 - Wędrówka przez miasto, obce miasto.



2010-03-04

Śniadanie w hotelu było niesmaczne i monotonne. Jakieś kruche ciasteczka i sok. Ruszyłem w miasto. Jak się okazało ocean był całkiem w inną stronę niż sądziłem poprzedniego dnia. Tagadirt Hotel mimo nienajlepszych warunków posiadał jedną niezaprzeczalną zaletę. Leży naprawdę blisko oceanu. Nie tak blisko jak wszelkie 4,5 gwiazdkowce, ale spacerek na plażę powinien zabrać góra kilka minut. Najpierw trzeba obejść hotel i przejść przez dużą ulicę no i znaleźć zejście nad ocean. Po tym jak udało mi się zejść na promedę ruszyłem wzdłuż plaży. 

Niestety wybrzeże Atlantyku w tym regionie nie wygląda tak pięknie jak na folderach. Piasek był zbity, walały się jakieś śmieci większe i mniejsze. Nie wiem czy to efekt wyrzucania śmieci i niedbalstwa, czy same fale wyrzucały na plaże najróżniejsze odpadki. Mimo, że plaża była szeroka to daleko jej było do naszych nadmorskich wydm:)

Ruch na promenadzie z rana nie był wielki. Pogoda była przyjemna. Jak się później okazało w marcu najsłoneczniej było w Agadirze. Miła odmiana od marcowej pogody w Polsce. Na plaży nikt jeszcze nie leżał, gastronomia była jeszcze zamknięta, więc postanowiłem zobaczyć plac Talbjort za dnia. Kierowcy w Agadirze jeżdżą jak szalenie, ale w tym ich szaleńśtwie jest jakaś metoda. Nie widziałem, żadnych stłuczek ani kolicji, a każde wolne miejsce na jezdni zawsze było zajęte przez jakiś pojazd. Tam gdzie u nas są miejsca dla dwóch samochodów, w Agadirze stały trzy albo cztery. Postanowiłem zaufać lokalnym kierowcą i wogóle nie przejmować się tym jak jeżdzą.

Wróciłem na główną droge i złapałem małe taxi na tenże plac. Oczywiście nie przyjąłem oferty taksiarza i zaproponowałem swoją stawkę. Nie mam wielkiej żyłki negocjatora ale starałem się trzymać przykładowych cen z przewodnika.

  Plac Talbojrt nie wyglądał imponująco i daleko mu było do jakiejkolwiek atrakcyjności. Z dwóch stron znajdują się hotele i restauracje, z jednej o ile pamiętam kino a część zachodnia jest otwarta i wychodzi w kierunku ocenu.

W jedej małej kanajpce zamówiłem herbatę miętową i rozkoszowałem się promieniami, coraz mocniej grzejącego afrykańskiego słońca. Herbata jak się okazała była z gatunku "zrób sobie sam". Miałem wrzątek, szklaneczkę. cukier i liście mięty. Nie wiedziałem co z tym zrobić, żeby odpowiednio przygotować napój. Oderwałem liście mięty wrzuciłem do szklanki i zalałem wrzątkiem, z powodu braku łyżeczki całość z kostkami cukru zacząłem mieszać miętowymi łodygami. Chyba nie oto chodziło w parzeniu herbaty bo po jakimś czasie dostałem łyżeczkę;).

Znajomi z samolotu pojawili się trochę później  Jak się okazało nie było problemu z wynajęciem pokoju o 22 godzinie. Postanowiłe, że wrócę po swoje rzeczy i też się przeniosę do Hotelu Canaria. Tak się zaczeła moja długa wędrówka do hotelu. Postanowiłem wrócić pieszo, kierując się instynktem i małymi mapkami. Okazało się to niełatwe za pierwszym razem. Nie pytając nikogo o zdanie w pewnym momencie źle skręciłem i zamiast iść w dół w stronę ocenu, szedłem ulicą równoległą do wybrzeża. Jak na złość nigdzie nie było zejścia niżej a nie chciałem się wracać. Jak już doszedłem do większego zakrętu postanowiłem złapać ponownie taksówkę. Zbliżała się godzina 12, godzina wymeldowania z hotelu. Kiedy przybyłem na miejsce, służba hotelowa już sprzątała mój pokój. Zabrałem się, zapłaciłem za nocleg i skierowałem się ku oceanowi po raz drugi w tym dniu. Zanim tam doszedłem przysiadłem w kafejce i zamówiłem zimne piwo. Jak się okazało nie było z tym problemu. 

Nad oceanem "plażowa obsługa" zaoferowała mi materac i parasol (za opłatą). Delektowałem się niespotykanym w Polsce o tej porze ciepłem. Niestety miałem z sobą całe podróżnicze wyposażenie więc nie opalałem się, ani nie próbowałem Atlantyku. Domyślam się jednak, że nie był za ciepły.

Wrażenia z pobytu nad Atlantykiem psuł widok starych, brzydkich, brzuchatych Niemców w majtkach opalających się i przechadzających do pobliskich barów. Niestety taki urok tego miejsca.

Droga na plac Talbojrt nie była tym razem skomplikowana. Wychodziło się za McDonaldem w górę, później kierowało się na małe centrum handlowe i krótkim skrótem niedaleko ogrodów zmierzało prosto na plac. Hotel Canaria prezentował się jako tania noclegowania i taki w rzeczywistości był. Na piętrze była otwarta przestrzeń wokół której było ulokowanych kilka pokoi. Standard raczej był podobny we wszystkich. Dwa łóżka, szafka i umywalka. To była podstawa, znajomi mieli prysznic. Jak się później okazało prysznic stał obok łóżka i nie było dla niego wydzielonej części. Przeliczając cenę na złotówki okazuje się, że nawet najtańsze pokoiki w Agadirze nie są takie tanie. Ten kosztował mnie o ile pamięć mnie nie myli około 70 MAD co dawało mniej niż 7 euro czyli około 27-28 zł. Nie dużo ale też nie tanio. O wiele tańsze pokoje z lepszą infrastrukturą były w głębi kraju - Merozuga, dolina Dades.

Nie zwiedziłem dużo Agadiru, skorzystałem z kafejki internetowej (z fatalną do pisania arabską klawiaturą), kupiłem dwie maszynki do golenia. Przy okazji zakupu odbyła się nieśmiertelna rozmowa "skąd jestem", "Boniek, Walesa". Kolację zjadłem w towarzystwie na placu. Bardzo dobry tadżin, pyszna zielona herbata. Ceny na placu były niewygórwane. Tadżin 40 MAD (około 15 zł) w tym przepyszne bagietki lub pity do nabierania potrawy. Jadłem w Maroku tadżiny w różnych miejscach od Agadiru po Erfoud i ten bardzo mi smakował.

Na dzień następny zaplanowaliśmy podróż do As-Sawiry. Poznana para miała tam zostać trochę i ruszyć dalej a ja miałem po jednym noclegu przenieść się do Marrakeszu na spotkanie z umowioną grupą podróżników.

Noc upłynęła spokojnie. Woda pod prysznicem była ciepła. Toaleta była cywilizowana a nie dziura w ziemi.

  • Hotel Canaria
  • Wnętrze pokoju
  • Promeda z wzgórzem w tle
  • Zejście na plażę
  • Swojski McDonald
  • Atlantyk