Póżniej spędzamy jeszcze tydzień w Mombasie.
Głównie odpoczywamy na plaży i zajadamy się przepysznym hotelowym jedzeniem. Zwiedzamy też miasto – targowisko, stary port oraz Fort Jesus- pozostałoś po portugalskich kolonizatorach.
Tak mniej więcej wyglądał mój pobyt w Afryce.
Łagodny klimat Tanzanii i to, że to w tym kraju przeżyłam nasze pierwsze spotkanie z afrykańską przyrodą, sprawiły, że to stamtąd mam cieplejsze wspomnienia. Coś mi jednak mówi, że dam kiedyś Kenii jeszcze jedną szanse w tej rywalizacji i pewnej jesieni pojedziemy obejrzeć wielką migrację w Masaj Mara. Nie udało mi się „zaliczyć” całej afrykańskiej wielkiej piątki, nie mam więc wyboru – muszę tam wórcić ;)
PS. Mój mąż uważa, że używam za dużo wykrzykników i trzech kropek – pewnie ma rację, ale mam nadzieję, że to wybaczycie - bez tych znaczków dużo trudniej wyrazić emocje ;)