Chwilę przed przylotem na wyspę z jednego z posiadanych przewodników dowiedzieliśmy się, że w Costa Calma rozpoczyna się łatwy pieszy szlak prowadzący na drugą stronę wyspy w okolice miejscowości Pared. Grzechem było by nie skorzystać z okazji do takiej wędrówki, więc za kolejny cel obieramy sobie przejście od wybrzeża do wybrzeża.
Po śniadaniu wyruszamy w stronę centrum Costa Calma, docieramy do niewielkiego centrum handlowego El Palmeral, a następnie skręcamy w uliczkę znajdującą się za sklepem. Po kilkunastu minutach spaceru uliczka się kończy, a przed nami rozciąga się widok na rezerwat. Przed wejściem na jego teren znajduje się tablica informująca, że jest to rezerwat ptaków i należy iść tylko konkretnymi ścieżkami. Wytyczonym szlakiem rozpoczynamy naszą wędrówkę w stronę wybrzeża, co oznacza, że do pokonania mamy jakieś 3-4 kilometry.
Chwilę po wkroczeniu na teren rezerwatu mijamy po lewej stronie oglądaną wcześniej z daleka (z okien naszego hotelu) farmę wiatrową złożoną z około 20 wysokich wiatraków służących wytwarzaniu energii elektrycznej. Intensywność wiatru na tym obszarze jest wyjątkowo silna. Wokół rozciąga się pustynny krajobraz, a w niektórych miejscach widać niewielkie, posępne wzgórza. Do tego panuje absolutna pustka, ani żywej duszy, w oddali dostrzegamy tylko jedną spacerującą parę wędrowców. Słyszymy świergot ptaków, pod nogami przebiegają nam małe jaszczurki. Roślinność tutaj jest wyjątkowo uboga - tu i ówdzie dostrzec można tylko niewielkie krzaki. Czujemy się jak C3PO i R2D2 na Tatooine.
Po godzinnej wędrówce zza horyzontu zaczyna się wyłaniać coś niebieskiego, co oznacza, że do drugiego brzegu jest już niedaleko. Wybrzeże okazuje się mocno klifowe, z postrzępionymi, oryginalnymi kształtami skał. Krajobraz jest dużo bardziej surowy i kompletnie wyludniony w porównaniu z południową stroną wyspy. Oceaniczne fale uderzają z impetem w opadające stromo do oceanu klify. Delektujemy się jakiś czas tym bezkresnym widokiem, urządzamy małą sesję fotograficzną i wyruszamy w drogę powrotną, która jak to zwykle bywa (powtórka z rozrywki z dnia pierwszego) okazuje się dość wyczerpująca (ale to pozytywne zmęczenie), gdyż tym razem zmuszeni jesteśmy kierować się pod wiatr. Spacer w miejscu, gdzie po drodze nie spotyka się żywej duszy, a gdziekolwiek spojrzeć widzi się tylko połacie piasku i bezkresny ocean jest nie do przecenienia. Możliwość doświadczenia takiej przyjemności uważam za największą zaletę „wyspy silnego wiatru”.