Podróż Fuerteventura. Kawałek Sahary na oceanie - Boso (ale nie goło) przez plażę



Zaledwie 500 metrów od naszego hotelu rozpoczyna się rozległa plaża o długości ponad 20 kilometrów, więc zaraz po śniadaniu idziemy zweryfikować, czy opinie co do jej uroku nie są przesadzone. W kilka minut docieramy do miejsca, gdzie rozpoczyna się pas złocistego piasku, zdejmujemy buty i rozpoczynamy spacer wzdłuż plaży z zamiarem dotarcia jak najdalej. Za główny cel obieramy sobie słynną lagunę, która znajduje się mniej więcej w połowie drogi między Costa Calma a miejscowością Morro Jable.

Spacerujemy po miękkim, złocistym piasku delektując się szumem fal, porannymi promieniami słońca, niekończącą się przestrzenią, oceanem mieniącym się różnymi odcieniami turkusowego. Plaża jest imponująca, rozległa, ciągnie się w nieskończoność.
Nagle jednak na horyzoncie dostrzegamy coś niepokojącego. Mamy mianowicie niebywałą nieprzyjemność spotkania pierwszego osobnika w stroju "Adama i Ewy". Im dalej podążamy tym na horyzoncie ukazuje się coraz więcej nagich par w podeszłym wieku emerytalnym - w większości niemieckiej narodowości. Znajomi ostrzegali nas, że decydując się na „kanary” spotkamy na tutejszych plażach nudystów, ale nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to tak szybko, a może też w głębi liczyliśmy, że ta "nieprzyjemność" nas nie spotka. Niestety spotkała. W skupieniu i milczeniu wpatrywaliśmy się w ziarenka piasku pod nogami (sztukę tą opanowaliśmy do perfekcji), gdy tylko na horyzoncie ukazywało się kolejne pół-nagie lub nagie ciało płci dowolnej (nie wiem, co gorsze). Po kilku kilometrach odrobinę przywykliśmy już do tych widoków i pogodziliśmy się z naszym losem (nie było wyjścia). Teoretycznie na niektórych odcinkach plaży są wprawdzie wydzielone i oznaczone niewielkie tereny oficjalnie uznawane za plaże nudystów, ale w praktyce wygląda to trochę inaczej. Niestety widok jest mniej naturystyczny, a bardziej archeologiczny. Można uznać, że to taki tutejszy folklor choć z rdzennymi mieszkańcami wyspy nie ma on nic wspólnego.

Na szczęście w trakcie swojej wędrówki doświadczamy również miłych spotkań. Zapoznajemy się z pierwszymi przedstawicielami miejscowej fauny - sympatycznymi pręgowcami berberyjskimi biegającymi po znajdujących się wzdłuż brzegu skałach. Są to niewielkie gryzonie licznie występujące na całej wyspie. Posiadają długość około 15 cm, przypominają trochę wiewiórkę z okazałym i puszystym ogonem pokrytym nastroszonym włosem. Sierść pręgowca ma kolor rudawy i szary, zaś wzdłuż grzbietu ciągnie się kilka czarnych pręg oddzielonych od siebie szarymi smugami (zapewne stąd nazwa ;). Pręgowce są zwinne, biegają szybko, a gdy poczują się czymś zainteresowane (najczęściej orzeszkiem, pestką słonecznika albo innym przysmakiem) zatrzymują się na moment przyjmując często zabawną pozę, co obserwatorom tych stworzeń sprawia dużo radości. Na wyspie istnieją specjalnie ogrodzone obszary chronione, po których chodzić nie wolno właśnie z uwagi na ostoję ptaków oraz liczne występowanie na tym terenie pręgowców berberyjskich.

Po około 2 godzinach spaceru wypełnionego podziwianiem na zmianę koloru Atlantyku i piasku pod stopami docieramy w samo południe do najszerszego odcinka plaży o nazwie Sotavento de Jandía - uważanej za jedną z najładniejszych plaż na świecie. Rozległa połać piasku oddziela ocean oraz położone w oddali wzgórza. Ogrom przestrzeni i kojący błękit oceanu robi wrażenie. W tym miejscu wieje już dużo silniejszy wiatr, dlatego też upatrzyli je sobie kitesurfingowcy, którzy stawiają tutaj swoje pierwsze kroki. Na wyspie bardzo popularne są sporty wodne. Co roku Fuerteventurę odwiedzają tysiące surferów, windsurferów oraz kitesurferów.
Nieśmiało rozglądam się dookoła, obracam się kilka razy o 360 stopni i nie mogę uwierzyć. Po lewej – czysto, po prawej – czysto. Niebezpieczeństwa na horyzoncie brak. Nie widać nudystów, jak również liczba innych turystów jest znikoma.
Z tego miejsca pozostaje nam już tylko kawałek do słynnej laguny. Zajmuje ona dość znaczny obszar i chociaż wody w niej jest raptem po kolana, to miejsce robi wrażenie.

Wędrówka boso po imponującej długości plaży nie należała wbrew pozorom do banalnych, co odczuliśmy zwłaszcza w drodze powrotnej, gdy padło magiczne słowo „Wracamy!”. Widok pięknej laguny i plaży Sotavento de Jandía okupiony był gehenną spacerowania w upale po piekącym w stopy piasku, ale i tak było warto.

  • Pręgowiec berberyjski
  • Mieszkaniec laguny
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Mieszkaniec laguny
  • Plaża w Costa Calma
  • Plaża w Costa Calma
  • Plaża w Costa Calma
  • Plaża Sotavento
  • Plaża Sotavento
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Laguna
  • Pręgowiec berberyjski
  • Pręgowiec berberyjski
  • Rybak w Costa Calma