Podróż Czarny Ląd Express - skok na południe



2010-10-12

Perfekcyjne lądowanie w PE kończy tę część podróży. Zdaje się, że Arek ma problem, ponieważ w oryginalnym planie wycieczki, do PE z Durbanu jechało się autokarem przez cały dzień. Lecieliśmy samolotem, jest rano, a my jesteśmy już w PE i nie bardzo mamy co robić. Zwiedzamy kolejny stadion – zresztą całkiem ciekawy. Potem jedziemy przez puste w sobotni poranek miasto, do centrum. Oglądamy urokliwy i bardzo estetyczny plac z biblioteką miejską i ratuszem, ten ostatni niestety obudowany rusztowaniami. Za pięć randów warto wjechać na taras widokowy tuż przy rynku, skąd świetnie widać panoramę miasta i portu. PE jest średniej wielkości miastem. Podobno ma około 850 tys mieszkańców, ale z powodu braku wysokiej zabudowy, poza kilkoma wieżowcami w centrum, w ogóle się tego nie czuje. Co zabawne, koło PE zbudowana jest już sieć kilku autostrad, obecnie pustych. Są przygotowane do dalszej rozbudowy miasta. Obecna infrastruktura pozwala na powiększenie miasta do 3,5 mln mieszkańców bez żadnych inwestycji. Bardzo mi się podoba taka kolejność.

Po krótkim spacerze głównym deptakiem zwiedzamy jeszcze Fort Frederick z którego jest piękny widok na miasto, pomnik koni, ufundowany na cześć koni poległych w walkach w RPA i zmierzamy w kierunku plaży i pozamiejskiego bulwaru na krótki spacer.

Spacer kończymy w lokalnym centrum handlowym, które oferuje możliwość zjedzenia sashimi z czego z wielką ochotą korzystam. Okazuje się, że przypadkiem trafiliśmy do knajpki w której będziemy jedli wieczorną kolacją. Podobno oczywiście najlepsza w okolicy. Zobaczymy.

Koniec końców trafiamy do hotelu leżącego jeszcze dalej od miasta. To już jest koniec cywilizacji. Hotel nie jest nowy, wręcz raczej wiekowy, ale po remoncie. Bardzo duże i dobrze wyposażone pokoje z wielkim łóżkiem i spore łazienki zachęcają do odpoczynku. Po nocnym wstawaniu wszyscy jesteśmy mocno zmęczeniu więc padamy na popołudniową drzemkę. Po dwóch godzinach udaję się jednak na sesję zdjęciową na plażę. Arek co prawda starał się nas zniechęcić do spacerów nad morzem opowiadając o kobrach i innych skorpionach jakie można spotkać na wydmach. Znowu jednak ignoruję ostrzeżenia i idę na plażę. Mam po raz kolejny wrażenie, że Arek stara się nas zniechęcić do jakiejkolwiek aktywności poza leżeniem w hotelu, tak po prostu na wszelki wypadek. Jestem pewien, że nawet jeśli w okolicach są jadowite stworzenia, to środek tutejszej zimy nie jest czasem ich aktywności. Ale rozumiem Arka. W końcu jakiekolwiek kłopoty kogokolwiek z wycieczki byłyby jego problemem. A Arek sprawia wrażenie człowieka, który nie przepada za problemami. Bardzo stara się zaszczepić w nas optymizm i radość z każdej chwili wycieczki. Na początku mnie to irytowało, a teraz jego entuzjazm bardzo mi pasuje.

Wybrzeże jest dzikie i piękne. Wąski pas piaszczysto-kamienistej plaży kończy się wysokimi wydmami porośniętymi trawami. Po wydmach poprowadzone są drewniane pomosty - ścieżki spacerowe. Zachodzące niskie słońce pięknie oświetla wybrzeże. Bawię się starając uchwycić ruch niestety dość spokojnego morza. W pewnym momencie przekonuję się, że może jednak nie jest aż tak spokojne i w ostatniej chwili ratuję aparat przed zalaniem słoną wodą, mocząc jednak ubranie prawie do kolan. Ale jest pięknie.

Wracam do hotelu mijając po drodze spory parking, na którym w rytm głośnej muzyki toczy się impreza. Kilkanaście samochodów, mnóstwo kolorowych pod każdym względem ludzi, grille, muzyka…. Słowem sobotnia kolorowa impreza na wolnym powietrzu.

Kolację rzeczywiście jemy w tej samej knajpie. Tym razem jedzenie jest najwyższej próby. Na przystawkę do wyboru ślimaki w pysznym maśle czosnkowym, mule w sosie curry albo sałatka grecka. Wszystko pyszne. Na danie główne także do wyboru baby kalmary, filet z dorsza bądź paski z kurczaka z grilla z ostrym sosem w stylu chutney. Zapijamy to wszystko, to już mój osobisty wybór, butelką wspaniałego gewurztraminera za 165 randów. Aromatyczne wino doskonale komponuje się zarówno z kalmarami, ślimakami, mulami czy z dorszem. Miód w gębie. Na koniec fantastyczny deser. Niewielkie czekoladowe ciastko typu brownie, polane miodowym sosem karmelowym w towarzystwie gałki lodów śmietankowych. Po prostu odjazd.

  • stadion
  • studentki
  • rynek
  • panorama
  • Królowa Victoria
  • fort Frederick
  • Frederick
  • piłkarskie reminiscencje
  • plaża
  • sashimi
  • falka
  • popołudnie
  • spacer
  • wikłacze
  • impra